-Cholera! Czy na tej przeklętej wsi jest wi-fi? Chociaż jedna kreska, błagam- po raz kolejny narzekałam na mój los.
Chodziłam po całym domu mojej babci z telefonem w ręku
szukając zasięgu. Jestem tutaj dopiero
od kilku dni a mam tu zostać przez całe wakacje.
-Skarbie mówiłam ci że tu nie znajdziesz. Musiałabyś pojechać do miasteczka żeby
dopiero coś znaleźć- moja babcia mówiła czułym głosem.
- Ugh! Nienawidzę tej wsi..- wyszłam trzaskając drzwiami.
Starałam się skontaktować z moimi przyjaciółmi z Miami. Z
tamtąd pochodzę, ale moja matka wysłała mnie na „wakacje” do babci. Prawda jest
taka że chciała się mnie pozbyć i mnie ukarać. Nie należałam do grzecznych
dziewczynek. Byłam wredna i oschła dla wszystkich. Dużo imprezowałam, mało się
uczyłam. Często lądowałam u dyrektora za np. rozpoczęcie bitwy na jedzenie w
stołówce. Każdy miał mnie dość. A ja czerpałam satysfakcje z tego że
doprowadzałam ludzi do białej gorączki. Wspięłam się po drabinie na najwyższe i
najstarsze drzewo na parceli mojej babci. Ujrzałam ten sam domek na drzewie co
kiedyś. Lubiłam tu przesiadywać. To było jak wejście do zupełnie innej krainy.
Mojej krainy. Tylko ja mogłam tu siedzieć. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym
domku. Weszłam zgarbiona do budowli. Kiedyś ona była dla mnie ogromna. Teraz
choć liczę tylko 160 centymetrów ten domek był na mnie za mały. Usiadłam pod
ścianą opierając się o nią. Każda ze ścian była pokryta moimi rysunkami i
zdjęciami. Odkleiłam jedną fotografie. Zdjęcie rodzinne. Byliśmy wtedy tacy
szczęśliwi. Inne zdjęcie przedstawiało mnie z dziewczynką i chłopcem. Kiedyś
moi najlepsi przyjaciele. Becky i Michael. Ciekawe co teraz u nich. Na ziemi
leżało pełno kartek i kredek. Kilka lalek nadal siedziało przy stoliku. Mała,
różowa gitara stała oparta o ścianę. Chwyciłam mały instrumencik w ręce.
Szarpnęłam za struny a do moich uszu dotarł nieprzyjemny dźwięk. Nastroiłam gitarę i zagrałam melodię jakiejś piosenki którą
kiedyś usłyszałam. Ciężko się grało na takim małym instrumencie. Odłożyłam
kwiecistą gitarę. Patrzyłam na rysunki które sama stworzyłam. Boże, byłam
beztalenciem. Chwyciłam czystą kartkę i leżącą najbliżej zatemperowaną
granatową kredkę. Usiadłam po turecku kładąc przed sobą kartkę. Spojrzałam na
jeden z rysunków przedstawiających kotka. Delikatnie kredką kreśliłam kontury
zwierzątka. Jedno oko, drugie, wąsy….
Wow nie jestem już takim beztalenciem choć i tak rysunek nie wyglądał jak dzieło
sztuki. Kocie oczy wyszły mi nie równe, jedno ucho był większe od drugiego. Ale
i tak wyglądało nieźle. Na dole kartki napisałam dzisiejszą datę. Odnalazłam
taśmę i przyczepiłam szkic koło rysunku z przed kilkunastu lat.
- Laura! Kolacja!- usłyszałam krzyk babci.
- Idę!- poinformowałam ją.
Ostatni raz rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Uśmiechnęłam się i zeszłam na ziemię. Weszłam do domu pełnym zapachów
dzisiejszej kolacji.
***
Siedziałam w starym pickupie mojego już zmarłego dziadka.
Jechałam do miasteczka. Priorytetem były zakupy ale mi bardziej zależało na skontaktowaniu się ze światem. Zaparkowałam przed małym marketem. Ze zgrzytem zatrzasnęłam
drzwi samochodu. Zamknęłam go i ruszyłam do sklepu. Chwyciłam koszyk i wyciągając
listę zakupów podążyłam przez regały.
Mąka? Jest. Mleko? Jest. Proszek do prania? Jest. Jabłka? Są. Przejrzałam jeszcze raz listę i
koszyk zastanawiając się czy czegoś nie przegapiłam. Będąc pewna że wszystko wzięłam ruszyłam w
stronę kasy. Przejrzałam jeszcze regał z czasopismami. Chwyciłam kilka gazet o
modzie i celebrytach. Wzięłam jeszcze kilka gum balonowych. Nie było kolejki
więc już po chwili wychodziłam z ciężkimi torbami wypełnionym produktami. Postawiłam siatki z zakupami przy kole i
zaczęłam szukać kluczy od samochodu w torebce. Otworzyłam drzwi od czerwonego
pickupa i wpakowałam zakupy na fotel pasażera.
Odpakowałam jedną z gum i zaczęłam ją żuć. Odpaliłam samochód jadąc w
głąb miasteczka. Babcia mówiła że gdzieś tu jest biblioteka gdzie są komputery.
Znalazłam odpowiedni budynek. Zaparkowałam w pobliżu. Chwyciłam torebkę i
weszłam do budynku wcześniej zamykając samochód. Rozejrzałam się po dużym pomieszczeniu.
-Przepraszam pomóc w czymś?- usłyszałam denerwujący głos
kobiecy.
-Podobno można tu skorzystać z komputera. Gdzie mogę go
znaleźć?
- Niech panienka idzie ciągle prosto. Na pewno panienka
znajdzie- powiedziała przemile.
Kiwnęłam głową nic nie mówiąc. Irytowała mnie ta kobieta.
Posłuchałam jej rady i już po chwili korzystałam z komputera. Kilka osób może w moim wieku siedziało też i
korzystało z komputera. W bibliotece było słychać ciche rozmowy i uderzania
palcami o klawiaturę. Stworzyłam z gumy balona i gdy ten pękł wystraszył
chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie. Zakryłam dłonią usta po to, by nie zauważył
mojego uśmiechu. Zachichotałam cicho gdy zauważyłam że chłopak po raz kolejny
podskakuje przez pęknięcie balona z gumy do żucia. Internet nie był jakiś
wspaniały ale lepsze to niż nic. Zalogowałam się na czacie. Meg i Luke byli
dostępni więc bez wahania do nich napisałam.
Żaliłam się im a oni opowiadali mi o tym co się dzieje w Miami. Znowu
stworzyłam balona z gumy. Poczułam dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się i
ujrzałam tą irytującą kobietę.
- Panienka nie wie że tu nie można żuć gumy? Proszę ją
wypluć.
Kobieta wystawiła rękę wskazując na kosz niedaleko.
Wyjęłam dwoma palcami niebieską gumę i położyłam na jej dłoni. Jej twarz nagle
zamieniła się z bladej na czerwoną. Kobieta odeszła wściekła i wyrzuciła moją
gumę do kosza.
- Co za brak szacunku! Kultury chyba panienkę nikt nie
nauczył!- krzyknęła zła
- To chyba panią nikt nie nauczył kultury. Nie wie pani
że w bibliotece się nie krzyczy?- powiedziałam spokojnie.
Kobieta jeszcze bardziej się zdenerwowała i odeszła
wymawiając przekleństwa na mój temat pod nosem.
- Szacun- usłyszałam męski głos z przeciwka.
Uśmiechnęłam się gdy wystawił do mnie rękę z zaciśniętą
pięścią. Przybiłam z nim ‘żółwika’.
- W końcu ktoś upokorzył tą jędzę.
- Nie ma za co.
Spojrzałam uważnie na mężczyznę. Był przystojny. Ciemne
oczy, blond włosy, delikatnie widoczne kości policzkowe, okulary na nosie.
- Jestem Riker- uśmiechnął się i wystawił w moją stronę
dłoń.
- Laura- uścisnęłam jego rękę.
- Widzę cię tu pierwszy raz. Jesteś z tond?
- Nie. Niestety jestem tu na wakacjach. Pochodzę z Los
Angeles. A ty?
- Jestem miejscowy- uśmiechnął się.
Uśmiechnęłam się. Pożegnałam się z przyjaciółmi na
czacie. Wyłączyłam komputer. Chwyciłam torbę i wstałam.
- Miło cię było poznać Riker- uśmiechnęłam się do niego.
Wyszłam z budynku ignorując wściekłe spojrzenie od tej
irytującej kobiety. Po raz kolejny zaczęłam poszukiwanie kluczy w mojej
torebce.
-Laura!- spojrzałam na osobę wymawiającą moje imię.
- Hej. Omg myślałem że cię już tu nie spotkam.- zaśmiałam
się- słuchaj, może chciałabyś się umówić… -podniosłam jedną brew- nie chodzi mi
o randkę- wytłumaczył od razu- wiesz mogłabyś spędzić czas ze mną i moim
rodzeństwem- podrapał się po karku.
-Umm… czemu nie. Poczekaj chwilę.
Wyjęłam zeszyt i długopis. Zapisałam szybko i wyraźnie
swój numer telefonu.
- Wyślij mi swój adres. Wpadnę jutro- podałam mu
karteczkę.
Wsiadłam do samochodu i pomachałam blondynowi zanim
odjechałam.
***
Po raz kolejny przeczytałam treść sms’a od Riker’a. Znowu
byłam w miasteczku. Szukałam odpowiedniego domu. 28, 29..jest 32. Zaparkowałam samochód na podjeździe. Poprawiłam
włosy w lusterku wsteczny w samochodzie. Wyszłam z pojazdu. Zamknęłam drzwi na
wszelki wypadek. Nacisnęłam na dzwonek. Byłam
pewna że otworzy mi nowo poznany chłopak, jednak się pomyliłam. W
drzwiach stał wysoki brunet.
- Hej. Jest Riker?
- Cześć- uśmiechnął się- Riker, jakaś dziewczyna do
ciebie!- krzyknął w głąb domu.
-Co? Ta ciota sobie kogoś znalazła- usłyszałam inny męski
głos.
-Zamknij mordę, młody- to już był głos blondyna- Hej
Laura- przywitał się gdy stał już przy drzwiach- wchodź- uśmiechnął się.
Weszłam ostrożnie do domu tak by nie dotknąć chłopaka.
Zastanawiałam się czy zdejmować buty, jednak nie miałam możliwości ich zdjąć, bo Rik
delikatnie popchnął mnie w głąb domu.
- Więc Laura to jest Rocky- wskazał na chłopaka który
otworzył mi drzwi- To Ryland- chłopak właśnie schodził ze schodów- To Rydel i
Ross – dwójka siedziała na kanapie odwrócona plecami bo oglądali jakiś film.
- Siemka – powiedziała dziewczyna i odwróciła się w moją
stronę.
- Cześć. Co oglądasz?- przysiadłam się do niej.
- Jakiś serial. Wiesz, Ross zakochał się w tej aktorce.
Victoria..
- Justice. Victoria Justice- powiedział nadal wpatrzony w
ekran blondyn- a ten serial to Eye Candy i wcale się w niej nie zakochałem -
spojrzał na mnie a ja na niego- wow.. cześć- puścił mi oczko.
- hej- uśmiechnęłam się.
Blondyn był naprawdę podobny do Riker’a. Jednak jego oczy
były ciemniejsze, jego włosy ‘żyły własnym życiem’. Jego twarz była bardziej
okrągła, a uśmiech bardziej zniewalający. Jednym słowem był przystojny.
- Więc co robimy w taki piękny dzień?- zapytał Riker
siadając obok mnie.
- Idziemy pograć w kosza?- zapytał Rocky.
Już po chwili szliśmy w stronę miejskiego boiska. Rocky
trzymał ich piłkę i ją kozłował, co chyba wszystkich denerwowało.
- Jak się dzielimy?- zapytał Ryland.
- Może blondyni na
brunetów?- zapytał Ross.
- Jakbyś nie zauważył są tu dwie dziewczyny- powiedziałam.
- Cokolwiek- odpowiedział nonszalancko i machnął ręką.
Przystanęliśmy na propozycję blondyna. Już po chwili piłka była w grze.
***
-Następnym razem nie dawaj mi forów- powiedziałam do
Ross’a.
Kilka razy specjalnie nie zablokował piłki którą podawałam
do któregoś z mojej drużyny. Było to urocze ale nie lubiłam gdy chłopak widząc
dziewczynę na boisku od razu staje się delikatniejszy.
-Nie wiedziałem że tak dobrze grasz..- wymamrotał
chłopak.
Rocky i Ryland obejmowali mnie z dwóch stron. Szliśmy
dumni jak pawie. Wygraliśmy 25 do 17.
Śmialiśmy się i wygłupialiśmy kiedy dwóch blondynów szło
z głowami opuszczonym w dół, smakując gorycz porażki. Rydel natomiast się nie
przejęła i śmiała się razem z nami.
- Następnym razem panowie- powiedziałam gdy wchodziliśmy
do ich posiadłości.
Znowu rozsialiśmy się w ich salonie.
- W zasadzie to ja nic o was nie wiem. Opowiedzcie mi coś
o sobie.- przerwałam ciszę.
- Zadawaj nam pytania, a my będziemy na nie odpowiadać.
Raz ty pytasz nas, a raz my ciebie, okay?- Rydel zabrała głos za wszystkich.
- Po pierwsze: Jak macie na nazwisko?- Rozejrzałam się po
wszystkich.
- Lynch, a Ty?- odpowiedział Rocky.
- Marano. Wasze ulubione kolory?
- Niebieski- wskazał na siebie Riker- Różowy- można było
się tego po Rydel spodziewać- Zielony- powiedział Rocky- Żółty- uśmiechnął się
do mnie Ross- Czerwony – na samym końcu powiedział Ryland.
- Piąteczka- przybiłam z ostatnim chłopakiem piątkę- Mój
też- zaśmialiśmy się.
- Jak się tu znalazłaś?- spytał Riker.
- Moja babcia mieszka jakieś 20 minut drogi stąd. Za
kare muszę spędzić tu całe wakacje.
- Za kare?- dopytywał się Ross.
- Powiedzmy że byłam nieznośna przez cały rok- zaśmiałam
się – mama stwierdziła, że jeśli odizoluje mnie do moich przyjaciół, to się nagle
zmienię. Ale ja nie mam zamiaru się zmieniać. Uwielbiam denerwować ludzi, a
przede wszystkim nauczycieli. Okay moja kolej, gdzie wasi rodzice?
- Musieli wyjechać w delegację. Wrócą chyba za jakieś 2
tygodnie- poinformował mnie Riker.
- Czym się interesujesz?- zapytał Ross.
- Głównie to muzyką. Lubię tworzyć własną muzykę, ale
przede wszystkim słuchać i śpiewać. Lubię jeszcze jeździć na deskorolce. A wy?
- Muzyka naszym życiem- zaśmiałam się razem z resztą.
-Ulubiony wykonawca?- spytał mnie Ryland.
-
Coldplay, The 1975, Red Hot Chili Pepers, The Rolling Stone, U2. Ogólnie
kocham rocka i zespoły- uśmiechnęłam się szczerze.
- Swoją drogą, ile macie lat?- byłam tego naprawdę
ciekawa.
- Rik jest najstarszy, ma 21 lat. Potem jestem ja i mam
19. Następny jest 18 letni Rocky. Prawie najmłodszy jest Ross który ma 17 lat i
RyRy 16 lat- opowiedziała Rydel- A ty masz ile?
- 17 jak Ross…
***
Czasem potrzeba wielu miesięcy by komuś zaufać i się z
nim zaprzyjaźnić. Mi wystarczył tylko tydzień by zaprzyjaźnić się z rodziną
Lynch. Czy przypadkiem coś nie jest ze mną nie tak? Ale to są ludzie którym
zaufasz bezgranicznie już po pierwszym spotkaniu. Są tacy szczerzy i prawdziwi.
Nie jak połowa ludzi z mojej szkoły. Aktualnie leżałam na starym łóżku w moim
tymczasowym pokoju. Przeglądałam ‘Glamour’ Czytałam artykuł o JLo kiedy
rozdzwonił się mój telefon. Ross.
- Cześć Lau- odpowiedział gdy tylko odebrałam.
- Cześć Ross. Co tam?- uśmiechnęłam się choć on i tak
tego nie zobaczy.
- Stęskniłem się, wiesz?- zaśmiałam się.
- Oj Ross, widzieliśmy się przedwczoraj- teraz to on się
zaśmiał.
- Ja wiem, ale czy to nie dziwne?
- Bardzo.
- Nieważne. Co dziś robisz?
- W planach miałam cały dzień leniuchować i czytać
czasopisma. A ty?
- Nudzę się. Cholernie.
- Oh ty biedaku..
- Wiem- zaśmiałam się po raz kolejny.
Przekręciłam się na plecy i patrzyłam w sufit.
- Wesz że to moje najlepsze wakacje?- spytał.
- Dlaczego?- byłam ciekawa.
- Bo poznałem ciebie- omg rozpływam się.
- Aww jesteś uroczy.
To też są moje najlepsze wakacje- przygryzłam wargę- boje się że one
szybko się skończą- wyszeptałam.
- Ja też – także wyszeptał.
Przez chwile obydwoje byliśmy cicho. Słuchałam tylko jego
równy oddech.
- Co byś powiedziała na wyjazd w ten weekend nad jezioro
z moim rodzeństwem? Ognisko, jezioro, dzika natura i spanie pod namiotami.
- Bardzo chętnie.
Dzięki wam te wakacje naprawdę będą najlepsze.
- Miło to słyszeć.
***
Około godziny jedziemy już nad jezioro. Ledwo wcisnęliśmy się do ich wana. Kierowcą
był Riker, a koło niego siedział Rocky. Reszcie z nas przypadł zaszczyt
zajmowania tylnich kanap. Brzuch już mnie bolał od śmiania się z chłopaków.
Radio zostało pod głoszone prawie na max gdy w głośnikach usłyszeliśmy piosenkę
Coldplay – Paradise. Każdy z nas
doskonale znał tekst tej piosenki. Udało nam się zagłuszyć głos Chrisa Martina.
Gdy piosenka dobiegła końca, każdy z nas zaczął bić brawa.
-Postój!- krząknął Riker.
Wyjrzałam przez okno i zauważałam stacje paliw.
Wszyscy niczym niewychowani mieszkańcy lasu wyskoczyliśmy
z samochodu. Choć byliśmy w miejscu publicznym, żadne z nas nie miało zamiaru
zachowywać się kulturalnie. Krzyczeliśmy i śmialiśmy się. Dopiero gdy
rozdzieliśmy się, opanowaliśmy się. Razem z Delly poszłyśmy skorzystać z toalety, kiedy chłopcy buszowali po sklepiku. Gdy wyszłyśmy z łazienki chłopaki już
stali przy kasie.
- Lau chcesz kawy?- spytał Ross gdy staliśmy koło nich.
- Pewnie, z mlekiem.- uśmiechnęłam się.
Już po chwili trzymałam kubek z ciepłą cieczą. Napawałam
się zapachem kawy. Upiłam łyka, prawie oparzając sobie język.
- Pamiątkowe selfie!- krzyknęła Delly gdy wszyscy staliśmy
już przy samochodzie.
Każdy jak na zawołanie zaczął się ustawiać i poprawiać.
Robiliśmy mega głupie miny.
***
-Nosz kurwa mać!- usłyszeliśmy po raz kolejny krzyk
Ross’a.
I po raz kolejny wszyscy oprócz Ross’a buchnęliśmy
śmiechem.
- Pomogę mu- powiedziałam gdy opanowałam napad śmiechu.
Podeszłam do zawalonego namiotu w którym był blondyn.
Podniosłam materiał. Przykucnęłam przy wejściu do namiotu.
- Fajnie się bawisz?- zaśmiałam się.
- Ha ha ha. Pomogłabyś mi?- zrobił szczenięce oczy.
Wstałam i podniosłam materiał tak, by mógł wyjść. Już po
chwili stał obok mnie otrzepując się z niewidzialnego kurzu.
- Nigdy nie należałeś do skautów, co?- zaśmiałam się
znowu.
Chłopak pokręcił głową.
- Poznaj moją
litość. Pomogę ci- poklepałam go po plecach i wzięłam się do pracy.
- Ross? Powiedziałam że ci p o m o g e nie że zrobię to za ciebie- zwróciłam mu uwagę
gdy ten cały czas stał w tym samym miejscu.
- Um.. tak- ruszył
się nadal zamyślony.
Otrzepałam ręce gdy skończyliśmy stawiać namiot.
Przybiliśmy piątkę zadowoleni z pracy.
-Teraz możesz spać bezpiecznie- puściłam mu oczko.
- Dzięki za pomoc.
- Polecam się na przyszłość.
Rozejrzałam się po łące na której zrobiliśmy nasze
obozowisko. Dwaj bruneci układali stos
patyków potrzebnych do rozpalenia ogniska. Riker ustawiał drewniane pieńki
byśmy mogli siedzieć wokół ognia. Delly była w samochodzie szukając w torbie
odpowiedniego prowiantu. Słońce już prawie zachodziło, więc każdy pracował jak
najszybciej mógł. Zadrżałam z zimna kiedy zawiał zimny wiatr. Razem z blondynem
podeszliśmy do chłopaków, którzy także kończyli swoją prace. Rozpaliliśmy ognisko. Zapowiadał się cudowny wieczór.
***
(...)
Let's go all the way tonight
No regrets, just love
We can dance until we die
You and I, we'll be young forever
You make me
Feel like I'm living a
Teenage dream
The way you turn me on
I can't sleep
No regrets, just love
We can dance until we die
You and I, we'll be young forever
You make me
Feel like I'm living a
Teenage dream
The way you turn me on
I can't sleep
Let's run away and
Don't ever look back, don't ever look back
Don't ever look back, don't ever look back
My heart stops
When you look at me
Just one touch
Now baby I believe
This is real
So take a chance and
Don't ever look back, don't ever look back*
When you look at me
Just one touch
Now baby I believe
This is real
So take a chance and
Don't ever look back, don't ever look back*
Ostatnie pociągnięcia strun i piosenka dobiegła końca. Za wiwatowaliśmy sobie zadowoleni z naszego grania. Rocky i Ross grali na
gitarach. Wszyscy razem śpiewaliśmy. Niezapomniane uczucie. Uczucie… sama nie wiem jak je nazwać. Miałam
wrażenie że to właśnie tu powinnam być. To moje miejsce na ziemni. Razem z
nimi. Czułam jakby to była moja rodzinna. Przywiązałam się do nich. Boje się że
będę cierpieć jak wrócę do domu. Do Miami. Wpatrywałam się już w delikatne
płomienie.
-Lau?- Ryland wyrwał mnie z zamyśleń
- Co?
- Dołączysz do nas?
-Umm… świetnie sobie radzicie. Przepraszam, za chwilę
wrócę.
Szybko wstałam i oddaliłam się od miejsca naszego
campingu. Nogawki moich jeansów były mokre od rosy która była na trawie. Nadal słyszałam moich przyjaciół
śpiewających Dani California utwór
Red Hot Chili Pepers. Szłam słabo
wydeptaną ścieżką, oświetloną tylko nielicznym światłem księżyca. Po prostu
chodziłam po łące. Dopiero gdy usłyszałam z oddali moje imię, postanowiłam
wrócić do obozu.
***
Też macie tak że w zupełnie nowym miejscu nie możecie
zasnąć? Ja tak. Zabrałam koc oraz
telefon z słuchawkami i wyszłam cicho z namiotu starając się nie obudzić Rydel.
Przed wyjściem założyłam jeszcze trampki.
- Cholera- krzyknęłam szeptem gdy o mały włos nie wywróciłabym
się o sznurek do namiotu.
Rozejrzałam się. Na szczęście nikogo nie obudziłam.
Zasunęłam szczelnie bluzę którą miałam na sobie. Rozłożyłam koc niedaleko zgaszonego już
ogniska. Usiadłam na nim nieprzejmująca się tym, że koc będzie mokry przez
wilgotną trawę. Założyłam słuchawki i położyłam się na kocu. Z słuchawek
płynęła piosenka The 1975- Girls. Wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo. Nawet
jako mała dziewczynka często nocą wymykałam się w pokoju i kładłam się na
leżaku na tarasie i parzyłam na gwiazdy. Gdy zobaczyłam spadającą gwiazdę tak
jak zawsze zacisnęłam kciuki, zamknęłam oczy i wypowiedziałam w myślach
życzenie. Niech te wakacje się nie kończą.
Otworzyłam oczy i rozluźniłam dłonie. Poczułam coś ciepłego na przedramieniu.
Spojrzałam w tamto miejsce. Dłoń. Wyjęłam słuchawki.
-Laura? Co ty tu robisz?- usłyszałam zaspany cichy głos
Ross’a.
-Leże- odpowiedziałam także cicho.
- Czy ty kiedyś przestaniesz mnie zaskakiwać?- zaśmiał
się cicho kładąc koło mnie.
- Nie licz na to- patrzyłam na gwiazdy.
Znowu chwyciłam słuchawki podając jedną mojemu
towarzyszowi. Przeszukiwałam moją play listę starając się wybrać jakiś fajny
utwór. Niedane jednak było mi wybrać, ponieważ blondyn wyrwał mi telefon.
Usłyszałam piosenkę Kings of Leon.
- Poważnie? Sex on Fire?- podniosłam się na łokciach
spoglądając na niego.
-Lubie tą piosenkę – oparł głowę na skrzyżowanych rękach.
-Your sex is on fire- zanucił cicho.
Nie pytając o pozwolenie położyłam głowę na jego klatce
piersiowej i objęłam go jedną ręką. Teraz zamiast wsłuchiwać się w piosenkę, słuchałam jego bicie serca. Gdy jedną ręką zaczął bawić się moimi włosami po
prostu odpłynęłam w Krainę Morfeusza.
***
-Zakochałam się. Bezpowrotnie się w nim zakochałam. Kocham
jego głębokie ciemne oczy, zniewalający uśmiech, delikatnie falowane jasne
włosy. On jest idealny. Czuły, zabawny, troskliwy…- mówiłam do mojej siostry
Vanessy przez telefon.
Od pamiętnego weekendu nad jeziorem minęły dwa tygodnie.
Zbliża się już sierpień. A moje uczucia do jednego z rodzinny Lynch zmieniły
się diametralnie.
- To mu to powiedz. Powiedz mu że go kochasz
- Co ty! Zapomnij.
- Dlaczego nie?
- Nie chce po prostu wakacyjnego romansu. Jak ty to sobie
wyobrażasz? Związek na odległość? Czekanie na kolejne wakacje żeby się spotkać?
- Laura, jesteś kompletną idiotką..
- Może i jestem ale nie chce być idiotką ze złamanym
sercem, kiedy dodatkowo on odrzuci moje uczucie.
- Jesteś głupia…
***
Leżałam na jego wygodnym dużym łóżku w jego pokoju.
Leżałam na brzuchu delikatnie wymachując nogami. Przeglądałam niewielką
kolekcję jego płyt. W moich rękach
znajdowała się teraz płyta Green Day. Blondyn siedział z laptopem na kolanach na podłodze, oparty
plecami o łóżko.
- Co robimy?- spytałam gdy przejrzałam wszystkie płyty CD.
- Nie wiem. Masz jakiś pomysł?- przygryzł wargę a moje
serce zabiło szybciej.
Wpatrywałam się w niego. Chłopak znowu powrócił do
ekranu.
- Ross! Masz umyć samochód- ocknęłam się słysząc głos
jego taty.
- Okay!- odkrzyknął-Obowiązki wzywają. Jak chcesz możesz
iść do Delly.
- Chętnie ci pomogę- uśmiechnęłam się.
- Jak wolisz.
- Lau podasz mi gąbkę?
Spełniłam jego prośbę, jednak nie do końca tak jak się
tego spodziewał. Rzuciłam potrzebny mu przedmiot na samochód, przez co piana
rozprysła mu się na twarz. Wybuchnęłam śmiechem widząc jego twarz całą w pianie.
-Ups- powiedziałam przez śmiech.
Chłopak szybko wytarł twarz, a ja zdążyłam opanować
śmiech.
- Jeszcze tu- pokazałam mu na swoim policzku miejsce
gdzie zostało mu troche piany.
-Gdzie?- chłopak specjalnie omijał miejsce gdzie był
brudny.
Podeszłam do niego i delikatnie dłonią starłam resztki
piany z jego policzka. Jego mięśnie się napięły gdy dotknęłam jego skóry. Spojrzałam w jego oczy. Jego twarz zaczęła się powoli zbliżać w moim kierunku. Z jego oczu
starałam się coś wyczytać. Zgrywa się?
Naprawdę tego chce? Moje powieki zamykały się coraz bardziej, gdy jego twarz
była coraz bliżej. Nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Nieśmiały
całus szybko przerodził się w namiętny pocałunek. Poczułam ciepłe dłonie chłopaka
na swoich biodrach. Swoje ręce umieściłam na policzkach blondyna przyciągając
go jeszcze bliżej choć to było już niemożliwe. Podniosłam się na palcach chcąc
być jeszcze bliżej. Byłam szczęśliwa jak nigdy. Chłopak odniósł mnie z ziemi
niespodziewanie, przez co cicho pisnęłam w jego usta. Dłońmi teraz objęłam jego
kark, a nogi oplątywały jego pas. Żeby było mu wygodnie sam oparł się o maskę
samochodu. Subtelnie odsunęliśmy się od siebie. Byliśmy blisko siebie, więc
nasze nierówne oddech łączyły się ze sobą.
-Umówisz się ze mną?- zapytał z figlarnym uśmiechem.
***
-Kocham cię- usłyszałam po raz kolejny tego wieczoru.
Jego palce kreśliły różne wzory na moim nagim ramieniu.
Moja głowa spoczywała na jego torsie. Choć przykryci niedokładnie jego kołdrą
nie odczuwaliśmy zimna.
- Ja ciebie też- pocałowałam jego gołą klatkę piersiową.
Leżeliśmy tak naprawę długo. Nasze oddechy zdążyły się
już unormować. Spojrzałam na zegarek.
- Powinnam się już zbierać- westchnęłam i podniosłam się.
-Od kiedy jesteś grzeczną dziewczynką?- uśmiechnął się
prowokująco.
-Skarbie, gdybym była grzeczną dziewczynką, nie
spotkałabym ciebie- pocałowałam go przelotnie w usta.
Założyłam bieliznę leżącą blisko łóżka. Wstałam w
poszukiwaniu spodni. Czułam wzrok blondyna na sobie. Uśmiechnęłam się
delikatnie. Po drugiej stronie łóżka znalazłam swoją ulubioną parę jeans’ów.
Założyłam je na nogi, mało co się przez to nie wywalając. Mój brak gracji rozbawił mojego chłopaka. Starałam
się odnaleźć wzrokiem mój t-shirt, jednak mi się to nie udało.
-Ross? Widziałeś gdzieś moją koszulkę?- spojrzałam na
niego.
Zaśmiał się słysząc moje pytanie ale podsunął się do
pozycji siedzącej i wzorkiem zaczął szukać mojego ubrania.
- Nie widzę nigdzie. Możesz sobie wziąć jakąś moją-
skinął głową na komodę.
Przeglądałam jego ubrania starając wybrać sobie coś
fajnego. Nie miałam zamiaru później oddać mu tej koszulki. Po przejrzeniu
wszystkich wybrałam białą koszulkę z napisem ‘CITY OF ANGEL’ Było widać że
koszulka nie jest moja bo była o kilka rozmiarów za duża.
- I jak? – zaśmiałam się kładąc dłonie na biodrach.
- Idealnie- też się zaśmiał.
Założył szybko bokserki i podszedł do mnie.
-Chociaż nie.. Lepiej było ci bez niej- uwodzicielski
uśmiech nie schodził z jego twarz.
Uderzyłam go w klatkę piersiową, a ten roześmiał się.
Pocałowałam go w usta. Jak zawsze jego dłonie znalazły się na moich polikach
przyciągając moją twarz bliżej swojej.
- Zobaczymy się jutro?- spytał jak odsunęliśmy się do
siebie.
- Jasne.
***
Telefon poinformował mnie o przychodzącej
wiadomości.
Od: Ross
Co dzisiaj robisz?
Do: Ross
Nie mam żadnych
planów, a co?
Od: Ross
To świetnie. Przyjedziesz do mnie o 19?
Do: Ross
Jasne ale po co?
Od: Ross
Świetnie. Ubierz się
ciepło i weź jakiś koc i poduszki. Kocham Cię <3
Co on planuje?
***
Byłam 10 min przed czasem.Wysiadłam z samochodu i zamknęłam za sobą drzwi. Poprawiłam
kitkę z której już wyszło kilka kosmyków włosów. Skórzaną kurtkę podwinęłam na
przed ramieniach. Ze zgrzytem otworzyłam drzwi na posesji Lynch’ów. Z torbą i kluczykami weszłam do domu mojego chłopaka. Każdy
już się przyzwyczaił że nie pukałam, tylko po prostu wchodziłam. Chciałam od razu udać się do pokoju Ross’a, ale powstrzymał mnie głos Delly, która pojawiła się w
drzwiach do kuchni.
- Hej Lau- przytuliła mnie jak miała w zwyczaju.
-Cześć Delly- odwzajemniłam gest- Mmm nuggetsy – weszłam
w głąb kuchni.
Położyłam torbę i kluczyki na stole. Chwyciłam kawałek upieczonego
kurczaka, zamoczyłam w dip’ie i zjadłam. Wzięłam kolejny kawałek kurczaka, jednak nie mogłam go włożyć do ust, bo blondynka wyrwała mi go z rąk.
-Ej to moje!- Krzyknęła i zjadła kawałek który ja
planowałam.
- Oj przecież masz dużo- znowu chwyciłam nuggetsa i go
zjadłam.
Dziewczyna patrzyła na mnie wściekła. Zaśmiałam
się i wysłałam jej całusa w powietrzu.
-Ross! Weź stąd swoją dziewczynę. Zaraz mi zje całą
kolacje!- krzyknęła w stronę schodów.
W ciągu kilku sekund blondyn zjawił się w kuchni.
- Hej skarbie. Ślicznie wyglądasz- powiedział od progu.
Jak przy każdym powitaniu pocałował mnie w usta. Obią mnie ramieniem patrząc przez chwile na blondynkę która już się opanowała.
- Dlaczego nie przyszłaś do mnie od razu?-
zapytał spoglądając na mnie.
- Miałam taki plan, ale poczułam zapachy w kuchni i…-
przerwał mi najstarszy z rodzeństwa.
- Czy ja słyszałem kolacja?- zapytał uradowany.- Cześć
Laura- pomachał mi a ja jemu.
- O nie..- załamała się Rydel
- To my będziemy już iść- złapał moją dłoń.
-Gdzie?- zapytałam równocześnie z Ryd.
- Niespodzianka- uśmiechnął się.
-Cześć!- zdążyłam powiedzieć do jego rodzeństwa zanim
wyszliśmy z domu.
Otworzyłam samochód gdy Ross poszedł do garażu. W rękach
trzymał kilka poduszek, koce i koszyk. Położył wszystko na tylnim siedzeniu
pickupa.
- Ja prowadzę- wyciągnął dłoń licząc na to że dam mu
kluczyki- Lau przecież go nie zniszczę- z przymrużonymi oczami oddałam mu
klucze- dziękuje.
Ruszyliśmy, nawet nie wiem gdzie.
***
-Wow, jak tu ślicznie- zachwycałam się widokiem.
Oczy mi się zaszkliły. Prawa dłoń już dawno leżała na
ustach. Nie mogłam wyjść z podziwu.
- Podoba ci się?- usłyszałam jego ton głosu tuż przy uchu-
Bałem się że to mało oryginalne- objął mnie.
-Skarbie, mało oryginalne? Marzyłam o czymś takim.
Ciągle wpatrzona w niespodziankę nie poczułam jak zaczęliśmy
powoli i niezauważalnie się bujać. Nie mogłam uwierzyć że on zrobił dla mnie
tak dużo. Każdy kto choć raz oglądał stary film, chciał kiedyś pojechać do kina
samochodowego. A Ross zrobił kino samochodowe specjalnie dla nas. Usiedliśmy na
pace moje pickupa. Leżało tam pełno poduszek, koce i koszyk z jedzeniem.
-Jaki film chciałabyś obejrzeć? Mam ‘Romeo i Julia’, ‘P.S. Kocham Cię’, ‘Iron Man’, ‘Szybcy i Wściekli’,’
Step Up’
- To nie jest takie łatwe wybrać-zastanawiałam się przez
chwilę- możemy na początku obejrzeć ‘Ps. Kocham Cię’- uśmiechnęłam się.
Ross włączył pilotem projektor. Objął mnie, a ja położyłam
głowę na jego ramieniu. Już po 5 minutach trwania filmu na moich policzkach
pojawiły się łzy.
***
Odruchowo zamknęłam oczy gdy zobaczyłam błyskawice.
Przerażona leżałam na łóżku. 101, 102,
103, 104, 105,106,107 i usłyszałam grzmot. Spojrzałam na ekran telefonu nie
mogąc uwierzyć że zrobiłam taką głupotę. Ostrożnie podeszłam do okna. Krople
deszczu na szybie utrudniały mi widoczność. Zobaczyłam samochód parkujący na
podjeździe i blondyna szybko wychodzącego z pojazdu. Już po chwili zobaczyłam
go w progu mojego pokoju. Szybko podbiegłam do niego i rzuciłam się na niego
obejmując rękami jego szyję a nogami pas. Chłopak zachwiał się, ale objął mnie
silnymi ramionami.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam- mówiłam szybko w
jego ramię- mogło coś ci się stać przeze mnie..
-Ciii- uciszył mnie.
Zamknął drzwi i usiadł ze mną na kolanach na moim łóżku.
Nie odzywaliśmy się, ani nie ruszaliśmy dopóki burza nie ustała. Gdy nie
słyszeliśmy nic, poza cichymi kroplami deszczu uderzającymi w parapet, oderwaliśmy się od siebie. Nadal siedząc na jego kolanach patrzyłam na jego
twarz. Delikatnie wodziłam palcem po
jego twarzy.
- Jestem taka szczęśliwa że cię spotkałam- wyszeptałam
uśmiechnięta.
Jego skóra była gładka. Jedynie na policzkach można było
wyczuć już jednodniowy zarost. Mój palec dotknął jego idealnych miękkich ust.
- Nie chce ciebie stracić – powiedział wpatrzony we mnie.
- Ja ciebie też nie, ale to nieuniknione- moje oczy się
zaszkliły.
- Wiem.. nie mogę przestać myśleć o tym że zostały nam
jeszcze tylko dwa tygodnie.
- Półtora- głos powoli zaczął mi się łamać.
-Będziemy musieli zerwać- wyszeptałam załamana po
kilkuminutowej ciszy.
-Co!?Nie, nie, nie…. Nie zgadzam się. Kocham Cię i nie
chce się z tobą rozstawać- jego oczy również się zaszkliły.
- Ja ciebie też kocham, wiesz o tym, ale.. – przerwałam
na chwilę- nie chce żyć w związku na odległość..
- Coś wymyślimy- przytulił mnie- coś wymyślimy…- jego
głos nie był przekonujący.
- Ahhhhhh,
ahhhhh
I know you're scared tonight
Ahhhhhh, ahhhhh
I'll never leave your side** - zaśpiewał cicho do mojego ucha.
I know you're scared tonight
Ahhhhhh, ahhhhh
I'll never leave your side** - zaśpiewał cicho do mojego ucha.
***
-Naprawdę musisz wyjeżdżać?- zapytała smutna Rydel.
-Niestety. Zdecydowanie wolałabym zostać tutaj. – odpowiedziałam
przytulając siedzącą na kanapie obok mnie dziewczynę.
-Będzie tu nudno bez ciebie- powiedział Rocky.
W moich oczach zebrały się łzy gdy rozejrzałam się po
wszystkich w pokoju.
- O której jutro wyjeżdżasz?- zapytał milczący dotąd
Riker.
- Vanessa ma przyjechać ok. 12. Spokojnie. Zanim wyjadę
przyjadę się z wami pożegnać- uśmiechnęłam się delikatnie.
Zegarek wybił godzinę 20, więc ja powinnam wracać do domu.
Problem w tym że nie chciałam. Chciałam tu zostać. Żyć beztrosko w tym domu.
Niestety to tylko moje małe, nierealne marzenie.
-Powinnam już wracać.. Muszę się jeszcze spakować- Przygryzłam
wargę wstając z kanapy.
- Lau? Możesz pójść ze mną na chwilę do pokoju?- Ross
złapał za moją rękę prowadząc mnie po schodach
- Po co?
-Mam coś dla ciebie-uśmiechnął się blado wchodząc do jego
pokoju.
Na jego łóżku leżało pudełeczko. Szybo znalazło się w
moich rękach. Zanim je otworzyłam patrzyłam raz na niego, raz na przedmiot w
moich rękach. Otworzyłam wieczko a w moich oczach znowu zebrały się łzy. Ostrożnie
wyjęłam wisiorek przedstawiający serce z wyciętym puzzlem. Blondyn odebrał ode
mnie naszyjnik i zawiesił mi go na szyi. Przytuliłam się do niego.
-Dziękuje- jeszcze mocniej zacisnęłam ręce na jego szyi.
Chyba dłuższą chwilę staliśmy nieruchomo. Żadne z nas nie chciało puścić
drugiej osoby. Puścił mnie jedną ręką, jednak nadal stałam blisko niego. Wyjął
z pod koszulki puzzelek i złączył swoją przywieszkę z moją. Tym razem po moich policzkach
popłynęły łzy.
***
- To tutaj- powiedziałam do Vanessy gdy zobaczyłam dom
Lynch’ów.
Cała 5 siedziała na dworze czekając na mój przyjazd.
Wybiegłam z samochodu trzaskając przeraźliwe drzwiami i podbiegłam do moich przyjaciół
przytulając się do nich w grupowym uścisku. Rozpłakałam się jak mała
dziewczynka, gdy dotarło do mnie że widzę się z nimi ostatni raz. Delly też nie oszczędzała
łez. Powoli odsunęliśmy się od siebie. Przetarłam rękawem bluzy policzki.
- Nie chce się z wami żegnać- rozejrzałam się po wszystkich.
- My też tego nie chcemy- Rik uśmiechnął się blado.
-Będzie mi ciebie brakować, mój starszy bracie- wyszeptałam
tuląc się do najstarszego blondyna.
Całując go w polik, oderwałam się od niego. Następny był
Rocky, potem Ryland. Gdy trzymałam w ramionach Rydel rozryczałam się jeszcze
bardziej.
- Nie zapomnisz nas?- otarłam jej łzy z policzków.
- Nigdy- uśmiechnęłam się przez łzy.
Podeszłam do ostatniej osoby. Do mojego Ross’a.
Przytuliłam go brudząc jego biały t-shirt moim tuszem który nie był już tylko
na rzęsach.
-Laura! Musimy już jechać- usłyszałam klakson i krzyk
mojej siostry.
Odsunęłam się do niego minimalnie i wpiłam w usta. Nasz ostatni pocałunek..
-Kocham cię- jeszcze raz go pocałowałam.
- Ja ciebie też- starł łzy z moich policzków-
pamiętaj o tym- pocałował mnie w czoło.
Ruszyłam
w stronę samochodu z wielkim bólem serca.
Oni poszli za mną. Wsiadłam do samochodu. Zamykając drzwi, przez szybę widziałam
ich załamanych. Ross podszedł do samochodu i położył dłoń na szybie. Ja zrobiłam
to samo. Widziałam w jego cudownych oczach łzy. Odjeżdżając pomachałam im ostatni raz.
***
Zmęczona i smutna wyszłam z klasy, kończąc tym samym
dzisiejsze lekcję. Minął już tydzień szkoły. Przeżyłam już drugi poniedziałek
tego roku szkolnego. Razem z Megan, Luke’iem i Jane szliśmy na parking do
swoich samochodów. Szukałam w torbie kluczy.
-Laura?- spojrzałam na Jane- jakieś mega ciacho opiera
się o twój samochód- przygryzła wargę patrząc w tamtą stronę.
Spojrzałam w stronę swojego samochodu. Zszokowana
widokiem upuściłam torbę. Chłopak oderwał wzrok od telefonu spoglądając
uśmiechnięty w moją stronę. Pisnęłam i
biegiem udałam się w jego stronę, rzucając się w jego ramiona i oplątując jego
pas. Mój krzyk zwrócił uwagę większości ludzi na placu. Ale nie to było teraz
ważne. Liczyliśmy się teraz my. Nic poza tym. Tylko ja i on. Mój Ross.
***
* Katy Perry- Teenage Dream
** Madonna- Ghosttown
Hej jak wam się podoba?
Jestem naprawdę dumna z tego one shota.
Błędów chyba nie ma... xd
Jak wam się podoba?
Jest to typowo ramantyczna troche przesłodzona historia.
Rozdział nie wiem kiedy się pojawi ponieważ muszę sobie przemyśleć czy jest sens kontynuowania :)
DEDYKACJA DLA:
Zyzi
która jako jedyna poinformowała mnie o tym że przeczytała notkę pod ostatnim rozdziałem
ORAZ DLA:
Claudii Marano
Która wykonała korektę tego shot'a, i znalazła czas bo go wgl przeczytać ;P
Pozdrawiam
Peace and love
CUDO!!! BOSKI one shot :D kobieto to jest cudne boskie zajebiste piękne ....
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie historie a najbardziej takie zakończenia :D kocham tego one shota <3
Poprostu napisałaś to pięknie brak mi słów szczerze mówiąc :) <3
a blog jest także boski piszesz cudnie dziewczyno i jest sens pisania twojego bloga bo piszesz bosko :)
pozdrawiam moniczka
Super takiego jeszcze nie czytałam ale powiem ze moje ulubione i blog tez a i czekam na next rodziłów
OdpowiedzUsuńŚwietny OS :*
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba.
Czekam na next i inne OSy ♡
Piękny one shot.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście romantyczna historia ;)
Mam nadzieję, że bedziesz dalej kontynuować opko. Pamiętaj, zawsze jest sens, tylko trzeba go znaleźć ;)
Pozderki Tami ;)
Jejciu :')
OdpowiedzUsuńna sam koniec aż mi się oczy zaszkliły.
piękny OS <3
I TAK JEST SENS KONTYNUOWANIA TWOJEJ HISTORII BO JEST ŚWIETNA !
W sumie cały blog jest świetny :)
Także czekam na rozdziały i następne OS-y :D <3
No i oczywiście dziękuję za dedykacje *_*
pozdrawiam :*
Super, ryczę :) :( Zapraszam do siebie:
OdpowiedzUsuńhttp://historianowejery.blogspot.com/
Nominowałam cię (znowu :D) do TB. Więcej na http://dancingcinderellastory.blogspot.com/2015/08/kolorowych-lekow-garsc-atwiej-mi-pomoze.html
OdpowiedzUsuńBoże, cudowny One Shot. Wakacyjna miłość, achh ♥♥♥ Rosspłynęłam się jak to czytałam. Cudo.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie dancingcinderellastory.blogspot.com i justlovemeraura.blogspot.com
Suuuper...WoW .narazie tyle bo brak słow ,
OdpowiedzUsuńBoski..