czwartek, 23 lipca 2015

We be loving so hard (One Shot)


-Cholera! Czy na tej przeklętej wsi jest wi-fi? Chociaż jedna kreska, błagam- po raz kolejny narzekałam na mój los.
Chodziłam po całym domu mojej babci z telefonem w ręku szukając zasięgu.  Jestem tutaj dopiero od kilku dni a mam tu zostać przez całe wakacje.
-Skarbie mówiłam ci że tu nie znajdziesz.  Musiałabyś pojechać do miasteczka żeby dopiero coś znaleźć- moja babcia mówiła czułym głosem.
- Ugh! Nienawidzę tej wsi..- wyszłam trzaskając drzwiami.
Starałam się skontaktować z moimi przyjaciółmi z Miami. Z tamtąd pochodzę, ale moja matka wysłała mnie na „wakacje” do babci. Prawda jest taka że chciała się mnie pozbyć i mnie ukarać. Nie należałam do grzecznych dziewczynek. Byłam wredna i oschła dla wszystkich. Dużo imprezowałam, mało się uczyłam. Często lądowałam u dyrektora za np. rozpoczęcie bitwy na jedzenie w stołówce. Każdy miał mnie dość. A ja czerpałam satysfakcje z tego że doprowadzałam ludzi do białej gorączki. Wspięłam się po drabinie na najwyższe i najstarsze drzewo na parceli mojej babci. Ujrzałam ten sam domek na drzewie co kiedyś. Lubiłam tu przesiadywać. To było jak wejście do zupełnie innej krainy. Mojej krainy. Tylko ja mogłam tu siedzieć. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym domku. Weszłam zgarbiona do budowli. Kiedyś ona była dla mnie ogromna. Teraz choć liczę tylko 160 centymetrów ten domek był na mnie za mały. Usiadłam pod ścianą opierając się o nią. Każda ze ścian była pokryta moimi rysunkami i zdjęciami. Odkleiłam jedną fotografie. Zdjęcie rodzinne. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi. Inne zdjęcie przedstawiało mnie z dziewczynką i chłopcem. Kiedyś moi najlepsi przyjaciele. Becky i Michael. Ciekawe co teraz u nich. Na ziemi leżało pełno kartek i kredek. Kilka lalek nadal siedziało przy stoliku. Mała, różowa gitara stała oparta o ścianę. Chwyciłam mały instrumencik w ręce. Szarpnęłam za struny a do moich uszu dotarł nieprzyjemny dźwięk.  Nastroiłam gitarę  i zagrałam melodię jakiejś piosenki którą kiedyś usłyszałam. Ciężko się grało na takim małym instrumencie. Odłożyłam kwiecistą gitarę. Patrzyłam na rysunki które sama stworzyłam. Boże, byłam beztalenciem. Chwyciłam czystą kartkę i leżącą najbliżej zatemperowaną granatową kredkę. Usiadłam po turecku kładąc przed sobą kartkę. Spojrzałam na jeden z rysunków przedstawiających kotka. Delikatnie kredką kreśliłam kontury zwierzątka. Jedno oko, drugie, wąsy….
Wow nie jestem już takim beztalenciem  choć i tak rysunek nie wyglądał jak dzieło sztuki. Kocie oczy wyszły mi nie równe, jedno ucho był większe od drugiego. Ale i tak wyglądało nieźle. Na dole kartki napisałam dzisiejszą datę. Odnalazłam taśmę i przyczepiłam szkic koło rysunku z przed kilkunastu lat.
- Laura! Kolacja!- usłyszałam krzyk babci.
- Idę!- poinformowałam ją.
Ostatni raz rozejrzałam się po pomieszczeniu. Uśmiechnęłam się i zeszłam na ziemię. Weszłam do domu pełnym zapachów dzisiejszej kolacji.

***
Siedziałam w starym pickupie mojego już zmarłego dziadka. Jechałam do miasteczka. Priorytetem były zakupy ale mi bardziej zależało na skontaktowaniu się ze światem. Zaparkowałam przed małym marketem. Ze zgrzytem zatrzasnęłam drzwi samochodu. Zamknęłam go i ruszyłam do sklepu. Chwyciłam koszyk i wyciągając listę zakupów podążyłam przez regały. Mąka? Jest. Mleko? Jest. Proszek do prania? Jest. Jabłka?  Są. Przejrzałam jeszcze raz listę i koszyk zastanawiając się czy czegoś nie przegapiłam.  Będąc pewna że wszystko wzięłam ruszyłam w stronę kasy. Przejrzałam jeszcze regał z czasopismami. Chwyciłam kilka gazet o modzie i celebrytach. Wzięłam jeszcze kilka gum balonowych. Nie było kolejki więc już po chwili wychodziłam z ciężkimi torbami wypełnionym produktami.  Postawiłam siatki z zakupami przy kole i zaczęłam szukać kluczy od samochodu w torebce. Otworzyłam drzwi od czerwonego pickupa i wpakowałam zakupy na fotel pasażera.  Odpakowałam jedną z gum i zaczęłam ją żuć. Odpaliłam samochód jadąc w głąb miasteczka. Babcia mówiła że gdzieś tu jest biblioteka gdzie są komputery. Znalazłam odpowiedni budynek. Zaparkowałam w pobliżu. Chwyciłam torebkę i weszłam do budynku wcześniej zamykając samochód.  Rozejrzałam się po dużym pomieszczeniu.
-Przepraszam pomóc w czymś?- usłyszałam denerwujący głos kobiecy.
-Podobno można tu skorzystać z komputera. Gdzie mogę go znaleźć?
- Niech panienka idzie ciągle prosto. Na pewno panienka znajdzie- powiedziała przemile.
Kiwnęłam głową nic nie mówiąc. Irytowała mnie ta kobieta. Posłuchałam jej rady i już po chwili korzystałam z komputera.  Kilka osób może w moim wieku siedziało też i korzystało z komputera. W bibliotece było słychać ciche rozmowy i uderzania palcami o klawiaturę. Stworzyłam z gumy balona i gdy ten pękł wystraszył chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie. Zakryłam dłonią usta po to, by nie zauważył mojego uśmiechu. Zachichotałam cicho gdy zauważyłam że chłopak po raz kolejny podskakuje przez pęknięcie balona z gumy do żucia. Internet nie był jakiś wspaniały ale lepsze to niż nic. Zalogowałam się na czacie. Meg i Luke byli dostępni więc bez wahania do nich napisałam.  Żaliłam się im a oni opowiadali mi o tym co się dzieje w Miami. Znowu stworzyłam balona z gumy. Poczułam dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam tą irytującą kobietę.
- Panienka nie wie że tu nie można żuć gumy? Proszę ją wypluć.
Kobieta wystawiła rękę wskazując na kosz niedaleko. Wyjęłam dwoma palcami niebieską gumę i położyłam na jej dłoni. Jej twarz nagle zamieniła się z bladej na czerwoną. Kobieta odeszła wściekła i wyrzuciła moją gumę do kosza.
- Co za brak szacunku! Kultury chyba panienkę nikt nie nauczył!- krzyknęła zła
- To chyba panią nikt nie nauczył kultury. Nie wie pani że w bibliotece się nie krzyczy?- powiedziałam spokojnie.
Kobieta jeszcze bardziej się zdenerwowała i odeszła wymawiając przekleństwa na mój temat pod nosem.
- Szacun- usłyszałam męski głos z przeciwka.
Uśmiechnęłam się gdy wystawił do mnie rękę z zaciśniętą pięścią. Przybiłam z nim ‘żółwika’.
- W końcu ktoś upokorzył tą jędzę.
- Nie ma za co.
Spojrzałam uważnie na mężczyznę. Był przystojny. Ciemne oczy, blond włosy, delikatnie widoczne kości policzkowe, okulary na nosie.
- Jestem Riker- uśmiechnął się i wystawił w moją stronę dłoń.
- Laura- uścisnęłam jego rękę.
- Widzę cię tu pierwszy raz. Jesteś z tond?
- Nie. Niestety jestem tu na wakacjach. Pochodzę z Los Angeles. A ty?
- Jestem miejscowy- uśmiechnął się.
Uśmiechnęłam się. Pożegnałam się z przyjaciółmi na czacie. Wyłączyłam komputer. Chwyciłam torbę i wstałam.
- Miło cię było poznać Riker- uśmiechnęłam się do niego.
Wyszłam z budynku ignorując wściekłe spojrzenie od tej irytującej kobiety. Po raz kolejny zaczęłam poszukiwanie kluczy w mojej torebce.
-Laura!- spojrzałam na osobę wymawiającą moje imię.
- Hej. Omg myślałem że cię już tu nie spotkam.- zaśmiałam się- słuchaj, może chciałabyś się umówić… -podniosłam jedną brew- nie chodzi mi o randkę- wytłumaczył od razu- wiesz mogłabyś spędzić czas ze mną i moim rodzeństwem- podrapał się po karku.
-Umm… czemu nie. Poczekaj chwilę.
Wyjęłam zeszyt i długopis. Zapisałam szybko i wyraźnie swój numer telefonu.
- Wyślij mi swój adres. Wpadnę jutro- podałam mu karteczkę.
Wsiadłam do samochodu i pomachałam blondynowi zanim odjechałam.

***
Po raz kolejny przeczytałam treść sms’a od Riker’a. Znowu byłam w miasteczku. Szukałam odpowiedniego domu. 28, 29..jest 32. Zaparkowałam samochód na podjeździe. Poprawiłam włosy w lusterku wsteczny w samochodzie. Wyszłam z pojazdu. Zamknęłam drzwi na wszelki wypadek. Nacisnęłam na dzwonek. Byłam  pewna że otworzy mi nowo poznany chłopak, jednak się pomyliłam. W drzwiach stał wysoki brunet.
- Hej. Jest Riker?
- Cześć- uśmiechnął się- Riker, jakaś dziewczyna do ciebie!- krzyknął w głąb domu.
-Co? Ta ciota sobie kogoś znalazła- usłyszałam inny męski głos.
-Zamknij mordę, młody- to już był głos blondyna- Hej Laura- przywitał się gdy stał już przy drzwiach- wchodź- uśmiechnął się.
Weszłam ostrożnie do domu tak by nie dotknąć chłopaka. Zastanawiałam się czy zdejmować buty, jednak nie miałam możliwości ich zdjąć, bo Rik delikatnie popchnął mnie w głąb domu.
- Więc Laura to jest Rocky- wskazał na chłopaka który otworzył mi drzwi- To Ryland- chłopak właśnie schodził ze schodów- To Rydel i Ross – dwójka siedziała na kanapie odwrócona plecami bo oglądali jakiś film.
- Siemka – powiedziała dziewczyna i odwróciła się w moją stronę.
- Cześć. Co oglądasz?- przysiadłam się do niej.
- Jakiś serial. Wiesz, Ross zakochał się w tej aktorce. Victoria..
- Justice. Victoria Justice- powiedział nadal wpatrzony w ekran blondyn- a ten serial to Eye Candy i wcale się w niej nie zakochałem - spojrzał na mnie a ja na niego- wow.. cześć- puścił mi oczko.
- hej- uśmiechnęłam się.
Blondyn był naprawdę podobny do Riker’a. Jednak jego oczy były ciemniejsze, jego włosy ‘żyły własnym życiem’. Jego twarz była bardziej okrągła, a uśmiech bardziej zniewalający. Jednym słowem był przystojny.
- Więc co robimy w taki piękny dzień?- zapytał Riker siadając obok mnie.
- Idziemy pograć w kosza?- zapytał Rocky.
Już po chwili szliśmy w stronę miejskiego boiska. Rocky trzymał ich piłkę i ją kozłował, co chyba wszystkich denerwowało.
- Jak się dzielimy?- zapytał Ryland.
-  Może blondyni na brunetów?- zapytał Ross.
- Jakbyś nie zauważył są tu dwie dziewczyny- powiedziałam.
- Cokolwiek- odpowiedział nonszalancko i machnął ręką.
Przystanęliśmy na propozycję blondyna.  Już po chwili piłka była w grze.

***
-Następnym razem nie dawaj mi forów- powiedziałam do Ross’a.
Kilka razy specjalnie nie zablokował piłki którą podawałam do któregoś z mojej drużyny. Było to urocze ale nie lubiłam gdy chłopak widząc dziewczynę na boisku od razu staje się delikatniejszy.
-Nie wiedziałem że tak dobrze grasz..- wymamrotał chłopak.
Rocky i Ryland obejmowali mnie z dwóch stron. Szliśmy dumni jak pawie. Wygraliśmy 25 do 17.
Śmialiśmy się i wygłupialiśmy kiedy dwóch blondynów szło z głowami opuszczonym w dół, smakując gorycz porażki. Rydel natomiast się nie przejęła i śmiała się razem z nami.
- Następnym razem panowie- powiedziałam gdy wchodziliśmy do ich posiadłości.
Znowu rozsialiśmy się w ich salonie.
- W zasadzie to ja nic o was nie wiem. Opowiedzcie mi coś o sobie.- przerwałam ciszę.
- Zadawaj nam pytania, a my będziemy na nie odpowiadać. Raz ty pytasz nas, a raz my ciebie, okay?-  Rydel zabrała głos za wszystkich.
- Po pierwsze: Jak macie na nazwisko?- Rozejrzałam się po wszystkich.
- Lynch, a Ty?- odpowiedział Rocky.
- Marano. Wasze ulubione kolory?
- Niebieski- wskazał na siebie Riker- Różowy- można było się tego po Rydel spodziewać- Zielony- powiedział Rocky- Żółty- uśmiechnął się do mnie Ross- Czerwony – na samym końcu powiedział Ryland.
- Piąteczka- przybiłam z ostatnim chłopakiem piątkę- Mój też- zaśmialiśmy się.
- Jak się tu znalazłaś?- spytał Riker.
- Moja babcia mieszka jakieś 20 minut drogi stąd. Za kare muszę spędzić tu całe wakacje.
- Za kare?- dopytywał się Ross.
- Powiedzmy że byłam nieznośna przez cały rok- zaśmiałam się – mama stwierdziła, że jeśli odizoluje mnie do moich przyjaciół, to się nagle zmienię. Ale ja nie mam zamiaru się zmieniać. Uwielbiam denerwować ludzi, a przede wszystkim nauczycieli. Okay moja kolej, gdzie wasi rodzice?
- Musieli wyjechać w delegację. Wrócą chyba za jakieś 2 tygodnie- poinformował mnie Riker.
- Czym się interesujesz?- zapytał Ross.
- Głównie to muzyką. Lubię tworzyć własną muzykę, ale przede wszystkim słuchać i śpiewać. Lubię jeszcze jeździć na deskorolce. A wy?
- Muzyka naszym życiem- zaśmiałam się razem z resztą.
-Ulubiony wykonawca?- spytał mnie Ryland.
- Coldplay, The 1975, Red Hot Chili Pepers, The Rolling Stone, U2. Ogólnie kocham rocka i zespoły- uśmiechnęłam się szczerze.
- Swoją drogą, ile macie lat?- byłam tego naprawdę ciekawa.
- Rik jest najstarszy, ma 21 lat. Potem jestem ja i mam 19. Następny jest 18 letni Rocky. Prawie najmłodszy jest Ross który ma 17 lat i RyRy 16 lat- opowiedziała Rydel- A ty masz ile?
- 17 jak Ross…

***
Czasem potrzeba wielu miesięcy by komuś zaufać i się z nim zaprzyjaźnić. Mi wystarczył tylko tydzień by zaprzyjaźnić się z rodziną Lynch. Czy przypadkiem coś nie jest ze mną nie tak? Ale to są ludzie którym zaufasz bezgranicznie już po pierwszym spotkaniu. Są tacy szczerzy i prawdziwi. Nie jak połowa ludzi z mojej szkoły. Aktualnie leżałam na starym łóżku w moim tymczasowym pokoju. Przeglądałam ‘Glamour’ Czytałam artykuł o JLo kiedy rozdzwonił się mój telefon. Ross.
- Cześć Lau- odpowiedział gdy tylko odebrałam.
- Cześć Ross. Co tam?- uśmiechnęłam się choć on i tak tego nie zobaczy.
- Stęskniłem się, wiesz?- zaśmiałam się.
- Oj Ross, widzieliśmy się przedwczoraj- teraz to on się zaśmiał.
- Ja wiem, ale czy to nie dziwne?
- Bardzo.
- Nieważne. Co dziś robisz?
- W planach miałam cały dzień leniuchować i czytać czasopisma. A ty?
- Nudzę się. Cholernie.
- Oh ty biedaku..
- Wiem- zaśmiałam się po raz kolejny.
Przekręciłam się na plecy i patrzyłam w sufit.
- Wesz że to moje najlepsze wakacje?- spytał.
- Dlaczego?- byłam ciekawa.
- Bo poznałem ciebie- omg rozpływam się.
- Aww jesteś uroczy.  To też są moje najlepsze wakacje- przygryzłam wargę- boje się że one szybko się skończą- wyszeptałam.
- Ja też – także wyszeptał.
Przez chwile obydwoje byliśmy cicho. Słuchałam tylko jego równy oddech.
- Co byś powiedziała na wyjazd w ten weekend nad jezioro z moim rodzeństwem? Ognisko, jezioro, dzika natura i spanie pod namiotami.
- Bardzo chętnie.  Dzięki wam te wakacje naprawdę będą najlepsze.
- Miło to słyszeć.

***
Około godziny jedziemy już nad jezioro.  Ledwo wcisnęliśmy się do ich wana. Kierowcą był Riker, a koło niego siedział Rocky. Reszcie z nas przypadł zaszczyt zajmowania tylnich kanap. Brzuch już mnie bolał od śmiania się z chłopaków. Radio zostało pod głoszone prawie na max gdy w głośnikach usłyszeliśmy piosenkę Coldplay – Paradise.  Każdy z nas doskonale znał tekst tej piosenki. Udało nam się zagłuszyć głos Chrisa Martina. Gdy piosenka dobiegła końca, każdy z nas zaczął bić brawa.
-Postój!- krząknął Riker.
Wyjrzałam przez okno i zauważałam stacje paliw.
Wszyscy niczym niewychowani mieszkańcy lasu wyskoczyliśmy z samochodu. Choć byliśmy w miejscu publicznym, żadne z nas nie miało zamiaru zachowywać się kulturalnie. Krzyczeliśmy i śmialiśmy się. Dopiero gdy rozdzieliśmy się, opanowaliśmy  się.  Razem z Delly poszłyśmy skorzystać z toalety, kiedy chłopcy buszowali po sklepiku. Gdy wyszłyśmy z łazienki chłopaki już stali przy kasie.
- Lau chcesz kawy?- spytał Ross gdy staliśmy koło nich.
- Pewnie, z mlekiem.- uśmiechnęłam się.
Już po chwili trzymałam kubek z ciepłą cieczą. Napawałam się zapachem kawy. Upiłam łyka, prawie oparzając sobie język.
- Pamiątkowe selfie!- krzyknęła Delly gdy wszyscy staliśmy już przy samochodzie.
Każdy jak na zawołanie zaczął się ustawiać i poprawiać. Robiliśmy mega głupie miny.

***
-Nosz kurwa mać!- usłyszeliśmy po raz kolejny krzyk Ross’a.
I po raz kolejny wszyscy oprócz Ross’a  buchnęliśmy  śmiechem.
- Pomogę mu- powiedziałam gdy opanowałam napad śmiechu.
Podeszłam do zawalonego namiotu w którym był blondyn. Podniosłam materiał. Przykucnęłam przy wejściu do namiotu.
- Fajnie się bawisz?- zaśmiałam się.
- Ha ha ha. Pomogłabyś mi?- zrobił szczenięce oczy.
Wstałam i podniosłam materiał tak, by mógł wyjść. Już po chwili stał obok mnie otrzepując się z niewidzialnego kurzu.
- Nigdy nie należałeś do skautów, co?- zaśmiałam się znowu.
Chłopak pokręcił głową.
 - Poznaj moją litość. Pomogę ci- poklepałam go po plecach i wzięłam się do pracy.
- Ross? Powiedziałam że ci p o m o g e  nie że zrobię to za ciebie- zwróciłam mu uwagę gdy ten cały czas stał w tym samym miejscu.
- Um.. tak-  ruszył się nadal zamyślony.

Otrzepałam ręce gdy skończyliśmy stawiać namiot. Przybiliśmy piątkę zadowoleni z pracy.
-Teraz możesz spać bezpiecznie- puściłam mu oczko.
- Dzięki za pomoc.
- Polecam się na przyszłość.
Rozejrzałam się po łące na której zrobiliśmy nasze obozowisko.  Dwaj bruneci układali stos patyków potrzebnych do rozpalenia ogniska. Riker ustawiał drewniane pieńki byśmy mogli siedzieć wokół ognia. Delly była w samochodzie szukając w torbie odpowiedniego prowiantu. Słońce już prawie zachodziło, więc każdy pracował jak najszybciej mógł. Zadrżałam z zimna kiedy zawiał zimny wiatr. Razem z blondynem podeszliśmy do chłopaków, którzy także kończyli swoją prace. Rozpaliliśmy ognisko.  Zapowiadał się cudowny wieczór.

***
(...)
Let's go all the way tonight
No regrets, just love
We can dance until we die
You and I, we'll be young forever

You make me
Feel like I'm living a
Teenage dream
The way you turn me on
I can't sleep
Let's run away and
Don't ever look back, don't ever look back

My heart stops
When you look at me
Just one touch
Now baby I believe
This is real
So take a chance and
Don't ever look back, don't ever look back*

Ostatnie pociągnięcia strun i piosenka dobiegła końca. Za wiwatowaliśmy sobie zadowoleni z naszego grania. Rocky i Ross grali na gitarach. Wszyscy razem śpiewaliśmy. Niezapomniane uczucie.  Uczucie… sama nie wiem jak je nazwać. Miałam wrażenie że to właśnie tu powinnam być. To moje miejsce na ziemni. Razem z nimi. Czułam jakby to była moja rodzinna. Przywiązałam się do nich. Boje się że będę cierpieć jak wrócę do domu. Do Miami. Wpatrywałam się już w delikatne płomienie.
-Lau?- Ryland wyrwał mnie z zamyśleń
- Co?
- Dołączysz do nas?
-Umm… świetnie sobie radzicie. Przepraszam, za chwilę wrócę.
Szybko wstałam i oddaliłam się od miejsca naszego campingu.  Nogawki moich jeansów były mokre od rosy która była na trawie. Nadal słyszałam moich przyjaciół śpiewających Dani California utwór Red  Hot Chili Pepers. Szłam słabo wydeptaną ścieżką, oświetloną tylko nielicznym światłem księżyca. Po prostu chodziłam po łące. Dopiero gdy usłyszałam z oddali moje imię, postanowiłam wrócić do obozu.

***
Też macie tak że w zupełnie nowym miejscu nie możecie zasnąć? Ja tak.  Zabrałam koc oraz telefon z słuchawkami i wyszłam cicho z namiotu starając się nie obudzić Rydel. Przed wyjściem założyłam jeszcze trampki.
- Cholera- krzyknęłam szeptem gdy o mały włos nie wywróciłabym się o sznurek do namiotu.
Rozejrzałam się. Na szczęście nikogo nie obudziłam. Zasunęłam szczelnie bluzę którą miałam na sobie.  Rozłożyłam koc niedaleko zgaszonego już ogniska. Usiadłam na nim nieprzejmująca się tym, że koc będzie mokry przez wilgotną trawę. Założyłam słuchawki i położyłam się na kocu. Z słuchawek płynęła piosenka The 1975- Girls. Wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo. Nawet jako mała dziewczynka często nocą wymykałam się w pokoju i kładłam się na leżaku na tarasie i parzyłam na gwiazdy. Gdy zobaczyłam spadającą gwiazdę tak jak zawsze zacisnęłam kciuki, zamknęłam oczy i wypowiedziałam w myślach życzenie. Niech te wakacje się nie kończą. Otworzyłam oczy i rozluźniłam dłonie. Poczułam coś ciepłego na przedramieniu. Spojrzałam w tamto miejsce. Dłoń. Wyjęłam słuchawki.
-Laura? Co ty tu robisz?- usłyszałam zaspany cichy głos Ross’a.
-Leże- odpowiedziałam także cicho.
- Czy ty kiedyś przestaniesz mnie zaskakiwać?- zaśmiał się cicho kładąc koło mnie.
- Nie licz na to- patrzyłam na gwiazdy.
Znowu chwyciłam słuchawki podając jedną mojemu towarzyszowi. Przeszukiwałam moją play listę starając się wybrać jakiś fajny utwór. Niedane jednak było mi wybrać, ponieważ blondyn wyrwał mi telefon. Usłyszałam  piosenkę Kings of Leon.
- Poważnie? Sex on Fire?- podniosłam się na łokciach spoglądając na niego.
-Lubie tą piosenkę – oparł głowę na skrzyżowanych rękach.
-Your sex is on fire- zanucił cicho.
Nie pytając o pozwolenie położyłam głowę na jego klatce piersiowej i objęłam go jedną ręką. Teraz zamiast wsłuchiwać się w piosenkę, słuchałam jego bicie serca. Gdy jedną ręką zaczął bawić się moimi włosami po prostu odpłynęłam w Krainę Morfeusza.

***
-Zakochałam się. Bezpowrotnie się w nim zakochałam. Kocham jego głębokie ciemne oczy, zniewalający uśmiech, delikatnie falowane jasne włosy. On jest idealny. Czuły, zabawny, troskliwy…- mówiłam do mojej siostry Vanessy przez telefon.
Od pamiętnego weekendu nad jeziorem minęły dwa tygodnie. Zbliża się już sierpień. A moje uczucia do jednego z rodzinny Lynch zmieniły się diametralnie.
- To mu to powiedz. Powiedz mu że go kochasz
- Co ty! Zapomnij.
- Dlaczego nie?
- Nie chce po prostu wakacyjnego romansu. Jak ty to sobie wyobrażasz? Związek na odległość? Czekanie na kolejne wakacje żeby się spotkać?
- Laura, jesteś kompletną idiotką..
- Może i jestem ale nie chce być idiotką ze złamanym sercem, kiedy dodatkowo on odrzuci moje uczucie.
- Jesteś głupia…
***
Leżałam na jego wygodnym dużym łóżku w jego pokoju. Leżałam na brzuchu delikatnie wymachując nogami. Przeglądałam niewielką kolekcję jego płyt.  W moich rękach znajdowała się teraz płyta Green Day. Blondyn siedział  z laptopem na kolanach na podłodze, oparty plecami o łóżko.
- Co robimy?- spytałam gdy przejrzałam wszystkie płyty CD.
- Nie wiem. Masz jakiś pomysł?- przygryzł wargę a moje serce zabiło szybciej.
Wpatrywałam się w niego. Chłopak znowu powrócił do ekranu.
- Ross! Masz umyć samochód- ocknęłam się słysząc głos jego taty.
- Okay!- odkrzyknął-Obowiązki wzywają. Jak chcesz możesz iść do Delly.
- Chętnie ci pomogę- uśmiechnęłam się.
- Jak wolisz.

- Lau podasz mi gąbkę?
Spełniłam jego prośbę, jednak nie do końca tak jak się tego spodziewał. Rzuciłam potrzebny mu przedmiot na samochód, przez co piana rozprysła mu się na twarz. Wybuchnęłam śmiechem widząc jego twarz całą w pianie.
-Ups- powiedziałam przez śmiech.
Chłopak szybko wytarł twarz, a ja zdążyłam opanować śmiech.
- Jeszcze tu- pokazałam mu na swoim policzku miejsce gdzie zostało mu troche piany.
-Gdzie?- chłopak specjalnie omijał miejsce gdzie był brudny.
Podeszłam do niego i delikatnie dłonią starłam resztki piany z jego policzka. Jego mięśnie się napięły gdy dotknęłam jego skóry. Spojrzałam w jego oczy. Jego twarz zaczęła się powoli zbliżać w moim kierunku. Z jego oczu starałam się coś wyczytać. Zgrywa się? Naprawdę tego chce? Moje powieki zamykały się coraz bardziej, gdy jego twarz była coraz bliżej. Nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Nieśmiały całus szybko przerodził się w namiętny pocałunek. Poczułam ciepłe dłonie chłopaka na swoich biodrach. Swoje ręce umieściłam na policzkach blondyna przyciągając go jeszcze bliżej choć to było już niemożliwe. Podniosłam się na palcach chcąc być jeszcze bliżej. Byłam szczęśliwa jak nigdy. Chłopak odniósł mnie z ziemi niespodziewanie, przez co cicho pisnęłam w jego usta. Dłońmi teraz objęłam jego kark, a nogi oplątywały jego pas. Żeby było mu wygodnie sam oparł się o maskę samochodu. Subtelnie odsunęliśmy się od siebie. Byliśmy blisko siebie, więc nasze nierówne oddech łączyły się ze sobą.
-Umówisz się ze mną?- zapytał z figlarnym uśmiechem.

***
-Kocham cię- usłyszałam po raz kolejny tego wieczoru.
Jego palce kreśliły różne wzory na moim nagim ramieniu. Moja głowa spoczywała na jego torsie. Choć przykryci niedokładnie jego kołdrą nie odczuwaliśmy zimna.
- Ja ciebie też- pocałowałam jego gołą klatkę piersiową.
Leżeliśmy tak naprawę długo. Nasze oddechy zdążyły się już unormować. Spojrzałam na zegarek.
- Powinnam się już zbierać- westchnęłam i podniosłam się.
-Od kiedy jesteś grzeczną dziewczynką?- uśmiechnął się prowokująco.
-Skarbie, gdybym była grzeczną dziewczynką, nie spotkałabym ciebie- pocałowałam go przelotnie w usta.
Założyłam bieliznę leżącą blisko łóżka. Wstałam w poszukiwaniu spodni. Czułam wzrok blondyna na sobie. Uśmiechnęłam się delikatnie. Po drugiej stronie łóżka znalazłam swoją ulubioną parę jeans’ów. Założyłam je na nogi, mało co się przez to nie wywalając.  Mój brak gracji rozbawił mojego chłopaka.  Starałam się odnaleźć wzrokiem mój t-shirt, jednak mi się to nie udało.
-Ross? Widziałeś gdzieś moją koszulkę?- spojrzałam na niego.
Zaśmiał się słysząc moje pytanie ale podsunął się do pozycji siedzącej i wzorkiem zaczął szukać mojego ubrania.
- Nie widzę nigdzie. Możesz sobie wziąć jakąś moją- skinął głową na komodę.
Przeglądałam jego ubrania starając wybrać sobie coś fajnego. Nie miałam zamiaru później oddać mu tej koszulki. Po przejrzeniu wszystkich wybrałam białą koszulkę z napisem ‘CITY OF ANGEL’ Było widać że koszulka nie jest moja bo była o kilka rozmiarów za duża.
- I jak? – zaśmiałam się kładąc dłonie na biodrach.
- Idealnie- też się zaśmiał.
Założył szybko bokserki i podszedł do mnie.
-Chociaż nie.. Lepiej było ci bez niej- uwodzicielski uśmiech nie schodził z jego twarz.
Uderzyłam go w klatkę piersiową, a ten roześmiał się. Pocałowałam go w usta. Jak zawsze jego dłonie znalazły się na moich polikach przyciągając moją twarz bliżej swojej.
- Zobaczymy się jutro?- spytał jak odsunęliśmy się do siebie.
- Jasne.
***
Telefon poinformował mnie o przychodzącej wiadomości. 
Od: Ross
Co dzisiaj robisz?
Do: Ross
Nie mam żadnych planów, a co?
Od: Ross
To świetnie. Przyjedziesz do mnie o 19?
Do: Ross
Jasne ale po co?
Od: Ross
Świetnie. Ubierz się ciepło i weź jakiś koc i poduszki. Kocham Cię <3
Co on planuje?
***
 Byłam 10 min przed czasem.Wysiadłam z samochodu i zamknęłam za sobą drzwi. Poprawiłam kitkę z której już wyszło kilka kosmyków włosów. Skórzaną kurtkę podwinęłam na przed ramieniach. Ze zgrzytem otworzyłam drzwi na posesji Lynch’ów.  Z torbą i kluczykami weszłam do domu mojego chłopaka. Każdy już się przyzwyczaił że nie pukałam, tylko po prostu wchodziłam. Chciałam od razu udać się do pokoju Ross’a, ale powstrzymał mnie głos Delly, która pojawiła się w drzwiach do kuchni.
- Hej Lau- przytuliła mnie jak miała w zwyczaju.
-Cześć Delly- odwzajemniłam gest- Mmm nuggetsy – weszłam w głąb kuchni.
Położyłam torbę i kluczyki na stole. Chwyciłam kawałek upieczonego kurczaka, zamoczyłam w dip’ie i zjadłam. Wzięłam kolejny kawałek kurczaka, jednak nie mogłam go włożyć do ust, bo blondynka wyrwała mi go z rąk.
-Ej to moje!- Krzyknęła i zjadła kawałek który ja planowałam.
- Oj przecież masz dużo- znowu chwyciłam nuggetsa i go zjadłam.
Dziewczyna  patrzyła na mnie wściekła. Zaśmiałam się i wysłałam jej całusa w powietrzu.
-Ross! Weź stąd swoją dziewczynę. Zaraz mi zje całą kolacje!- krzyknęła w stronę schodów.
W ciągu kilku sekund blondyn zjawił się w kuchni.
- Hej skarbie. Ślicznie wyglądasz- powiedział od progu.
Jak przy każdym powitaniu pocałował mnie w usta. Obią mnie ramieniem patrząc przez chwile na blondynkę która już się opanowała.
- Dlaczego nie przyszłaś do mnie od razu?- zapytał spoglądając na  mnie.
- Miałam taki plan, ale poczułam zapachy w kuchni i…- przerwał mi najstarszy z rodzeństwa.
- Czy ja słyszałem kolacja?- zapytał uradowany.- Cześć Laura- pomachał mi a ja jemu.
- O nie..- załamała się Rydel
- To my będziemy już iść- złapał moją dłoń.
-Gdzie?- zapytałam równocześnie z Ryd.
- Niespodzianka- uśmiechnął się.
-Cześć!- zdążyłam powiedzieć do jego rodzeństwa zanim wyszliśmy z domu.
Otworzyłam samochód gdy Ross poszedł do garażu. W rękach trzymał kilka poduszek, koce i koszyk. Położył wszystko na tylnim siedzeniu pickupa.
- Ja prowadzę- wyciągnął dłoń licząc na to że dam mu kluczyki- Lau przecież go nie zniszczę- z przymrużonymi oczami oddałam mu klucze- dziękuje.
Ruszyliśmy, nawet nie wiem gdzie.
***
-Wow, jak tu ślicznie- zachwycałam się widokiem.
Oczy mi się zaszkliły. Prawa dłoń już dawno leżała na ustach. Nie mogłam wyjść z podziwu.
- Podoba ci się?- usłyszałam jego ton głosu tuż przy uchu- Bałem się że to mało oryginalne- objął mnie.
-Skarbie, mało oryginalne? Marzyłam o czymś takim.
Ciągle wpatrzona w niespodziankę nie poczułam jak zaczęliśmy powoli i niezauważalnie się bujać. Nie mogłam uwierzyć że on zrobił dla mnie tak dużo. Każdy kto choć raz oglądał stary film, chciał kiedyś pojechać do kina samochodowego. A Ross zrobił kino samochodowe specjalnie dla nas. Usiedliśmy na pace moje pickupa. Leżało tam pełno poduszek, koce i koszyk z jedzeniem.
-Jaki film chciałabyś obejrzeć? Mam ‘Romeo i Julia’, ‘P.S. Kocham Cię’, ‘Iron Man’, ‘Szybcy i Wściekli’,’ Step Up’
- To nie jest takie łatwe wybrać-zastanawiałam się przez chwilę- możemy na początku obejrzeć ‘Ps. Kocham Cię’- uśmiechnęłam się.
Ross włączył pilotem projektor. Objął mnie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Już po 5 minutach trwania filmu na moich policzkach pojawiły się łzy.

***
Odruchowo zamknęłam oczy gdy zobaczyłam błyskawice. Przerażona leżałam na łóżku. 101, 102, 103, 104, 105,106,107 i usłyszałam grzmot. Spojrzałam na ekran telefonu nie mogąc uwierzyć że zrobiłam taką głupotę. Ostrożnie podeszłam do okna. Krople deszczu na szybie utrudniały mi widoczność. Zobaczyłam samochód parkujący na podjeździe i blondyna szybko wychodzącego z pojazdu. Już po chwili zobaczyłam go w progu mojego pokoju. Szybko podbiegłam do niego i rzuciłam się na niego obejmując rękami jego szyję a nogami pas. Chłopak zachwiał się, ale objął mnie silnymi ramionami.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam- mówiłam szybko w jego ramię- mogło coś ci się stać przeze mnie..
-Ciii- uciszył mnie.
Zamknął drzwi i usiadł ze mną na kolanach na moim łóżku. Nie odzywaliśmy się, ani nie ruszaliśmy dopóki burza nie ustała. Gdy nie słyszeliśmy nic, poza cichymi kroplami deszczu uderzającymi w parapet, oderwaliśmy się od siebie. Nadal siedząc na jego kolanach patrzyłam na jego twarz.  Delikatnie wodziłam palcem po jego twarzy.
- Jestem taka szczęśliwa że cię spotkałam- wyszeptałam uśmiechnięta.
Jego skóra była gładka. Jedynie na policzkach można było wyczuć już jednodniowy zarost. Mój palec dotknął jego idealnych miękkich ust.
- Nie chce ciebie stracić – powiedział wpatrzony we mnie.
- Ja ciebie też nie, ale to nieuniknione- moje oczy się zaszkliły.
- Wiem.. nie mogę przestać myśleć o tym że zostały nam jeszcze tylko dwa tygodnie.
- Półtora- głos powoli zaczął mi się łamać.
-Będziemy musieli zerwać- wyszeptałam załamana po kilkuminutowej ciszy.
-Co!?Nie, nie, nie…. Nie zgadzam się. Kocham Cię i nie chce się z tobą rozstawać- jego oczy również się zaszkliły.
- Ja ciebie też kocham, wiesz o tym, ale.. – przerwałam na chwilę- nie chce żyć w związku na odległość..
- Coś wymyślimy- przytulił mnie- coś wymyślimy…- jego głos nie był przekonujący.
- Ahhhhhh, ahhhhh
I know you're scared tonight
Ahhhhhh, ahhhhh
I'll never leave your side** -
zaśpiewał cicho do mojego ucha.

***
-Naprawdę musisz wyjeżdżać?- zapytała smutna Rydel.
-Niestety. Zdecydowanie wolałabym zostać tutaj. – odpowiedziałam przytulając siedzącą na kanapie obok mnie dziewczynę.
-Będzie tu nudno bez ciebie- powiedział Rocky.
W moich oczach zebrały się łzy gdy rozejrzałam się po wszystkich w pokoju.
- O której jutro wyjeżdżasz?- zapytał milczący dotąd Riker.
- Vanessa ma przyjechać ok. 12. Spokojnie. Zanim wyjadę przyjadę się z wami pożegnać- uśmiechnęłam się delikatnie.
Zegarek wybił godzinę 20, więc ja powinnam wracać do domu. Problem w tym że nie chciałam. Chciałam tu zostać. Żyć beztrosko w tym domu. Niestety to tylko moje małe, nierealne marzenie.
-Powinnam już wracać.. Muszę się jeszcze spakować- Przygryzłam wargę wstając z kanapy.
- Lau? Możesz pójść ze mną na chwilę do pokoju?- Ross złapał za moją rękę prowadząc mnie po schodach
- Po co?
-Mam coś dla ciebie-uśmiechnął się blado wchodząc do jego pokoju.
Na jego łóżku leżało pudełeczko. Szybo znalazło się w moich rękach. Zanim je otworzyłam patrzyłam raz na niego, raz na przedmiot w moich rękach. Otworzyłam wieczko a w moich oczach znowu zebrały się łzy. Ostrożnie wyjęłam wisiorek przedstawiający serce z wyciętym puzzlem. Blondyn odebrał ode mnie naszyjnik i zawiesił mi go na szyi. Przytuliłam się do niego.
-Dziękuje- jeszcze mocniej zacisnęłam ręce na jego szyi.
Chyba dłuższą chwilę staliśmy nieruchomo. Żadne z nas nie chciało puścić drugiej osoby. Puścił mnie jedną ręką, jednak nadal stałam blisko niego. Wyjął z pod koszulki puzzelek i złączył swoją przywieszkę z moją. Tym razem po moich policzkach popłynęły łzy.

***
- To tutaj- powiedziałam do Vanessy gdy zobaczyłam dom Lynch’ów.
Cała 5 siedziała na dworze czekając na mój przyjazd. Wybiegłam z samochodu trzaskając przeraźliwe drzwiami i podbiegłam do moich przyjaciół przytulając się do nich w grupowym uścisku. Rozpłakałam się jak mała dziewczynka, gdy dotarło do mnie że widzę się z nimi ostatni raz. Delly też nie oszczędzała łez. Powoli odsunęliśmy się od siebie. Przetarłam rękawem bluzy policzki.
- Nie chce się z wami żegnać- rozejrzałam się po wszystkich.
- My też tego nie chcemy- Rik uśmiechnął się blado.
-Będzie mi ciebie brakować, mój starszy bracie- wyszeptałam tuląc się do najstarszego blondyna.
Całując go w polik, oderwałam się od niego. Następny był Rocky, potem Ryland. Gdy trzymałam w ramionach Rydel rozryczałam się jeszcze bardziej.
- Nie zapomnisz nas?- otarłam jej łzy z policzków.
- Nigdy- uśmiechnęłam się przez łzy.
Podeszłam do ostatniej osoby. Do mojego Ross’a. Przytuliłam go brudząc jego biały t-shirt moim tuszem który nie był już tylko na rzęsach.
-Laura! Musimy już jechać- usłyszałam klakson i krzyk mojej siostry.
Odsunęłam się do niego minimalnie i wpiłam w usta. Nasz ostatni pocałunek..
-Kocham cię- jeszcze raz go pocałowałam.
- Ja ciebie też- starł łzy z moich policzków- pamiętaj o tym- pocałował mnie w czoło.
Ruszyłam w stronę samochodu z wielkim bólem serca.  Oni poszli za mną. Wsiadłam do samochodu. Zamykając drzwi, przez szybę widziałam ich załamanych. Ross podszedł do samochodu i położył dłoń na szybie. Ja zrobiłam to samo. Widziałam w jego cudownych oczach łzy. Odjeżdżając pomachałam im ostatni raz.

***
Zmęczona i smutna wyszłam z klasy, kończąc tym samym dzisiejsze lekcję. Minął już tydzień szkoły. Przeżyłam już drugi poniedziałek tego roku szkolnego. Razem z Megan, Luke’iem i Jane szliśmy na parking do swoich samochodów. Szukałam w torbie kluczy.
-Laura?- spojrzałam na Jane- jakieś mega ciacho opiera się o twój samochód- przygryzła wargę patrząc w tamtą stronę.
Spojrzałam w stronę swojego samochodu. Zszokowana widokiem upuściłam torbę. Chłopak oderwał wzrok od telefonu spoglądając uśmiechnięty w moją stronę.  Pisnęłam i biegiem udałam się w jego stronę, rzucając się w jego ramiona i oplątując jego pas. Mój krzyk zwrócił uwagę większości ludzi na placu. Ale nie to było teraz ważne. Liczyliśmy się teraz my. Nic poza tym. Tylko ja i on. Mój Ross.

***
 * Katy Perry- Teenage Dream
** Madonna- Ghosttown

Hej jak wam się podoba? 
Jestem naprawdę dumna z tego one shota. 
Błędów chyba nie ma... xd
Jak wam się podoba?
Jest to typowo ramantyczna troche przesłodzona historia.
Rozdział nie wiem kiedy się pojawi ponieważ muszę sobie przemyśleć czy jest sens kontynuowania :) 

DEDYKACJA DLA:  
Zyzi
 która jako jedyna poinformowała mnie o tym że przeczytała notkę pod ostatnim rozdziałem  
ORAZ DLA:
Claudii Marano 
Która wykonała korektę tego shot'a, i znalazła czas bo go wgl przeczytać ;P

Pozdrawiam 
Peace and love 

sobota, 4 lipca 2015

Rodział 21.

Zdrada.
Czyż to nie najokrutniejsza rzecz jaką można wyrządzić drugiej osobie? Zdradzić można na wiele sposobów, jednak jakkolwiek to zrobimy boli tak samo. Odczuwamy jej skutki często do końca życia.Nikt nie chce być zdradzony.
Cały dzień rozmyślałam nad tym co zrobiłam. Nidy nie chciałam zostać zdradzona a co dopiero zdradzić kogoś. Oh cholera ale to zrobiłam. Czułam się fatalnie. Telefon przez cały czas dzwonił. Nie dobierała telefonów, nie odpisywałam na sms. Potrzebowałam dnia przerwy. Czy byłam rozpaczano? Na pewno nie. Jedyne co czułam to złość na siebie. Jutro będę musiała pogadać z Luke'iem. On mnie znienawidzi, bosko.
Leżąc na łóżku i patrząc w sufit przypomniał mi się kolejny urywek wczorajszej nocy.
Kopniakiem dostaliśmy się do pokoju. Zatrzasneliśmy drzwi. Byłam o nie oparta. Blondyn całował mnie zawzięcie w usta. Ja nie pozostałam mu dłużna. Jego koszula po chwili leżała na podłodze. Zaraz potem moja koszulka koło niej leżała. Wydawało mi się że wszystko w pokoju wirowało. Ross zjechał pocałunkami na moją szyję. Powoli zaczęliśmy się przesuwać w stronę dużego łóżka. znowu jego usta były na moich. Niespodziewanie potknęłam się o łóżko u upadłam na materac ciągnąc za sobą blondyna. W pokoju było słuchać nasz śmiech i nierówny oddech.
Od początku dnia znowu jestem nękana przez mój telefon. Tym razem odpisałam każemy na sms'y żeby się nie martwił. Jadłam spokojnie śniadanie gdy mój telefon znowu się rozdzwonił. Na wyświetlaczy pojawiło się zdjęcie Ryland'a. Odebrałam bez zawahania.
- Hej RyRy. Co jest?- powiedziałam radośnie choć nie byłam szczęśliwa.
przez chwile w słuchawce słyszałam tylko ciszę. Co jakiś czas słychać było przerzedzające w oddali samochody.
- Ryland?- zapytałam przejęta.- Halo?
- Mogłabyś przyjść na to stare boisko do koszykówki?
Rozłączył się. Patrzyłam przez jakiś czas na telefon. Dotarło do mnie że coś może mu się stać. Zostawiając nadgryzioną kanapkę, szybko udałam się do pokoju po to by się przebrać. Stojąc przy szafie wyjrzałam przez okno. Dziś na szczęście było już ciepło. Wybrałam dość sportowy look Szybko się przebrałam. Na twarz nałożyłam delikatną ilość pudru, a rzęsy pokryłam tuszem. Moje kręcone i troche już wyblakłe granatowe włosy przeczesałam palcami. Po chwili namysłu zrezygnowałam z wzięcia torby. Chwaciłam deskorolkę pod pachy i telefon w rękę i zeszłam na dół. Założyłam buty i okulary przeciwsłoneczne. Chwytając za klamkę krzyknęłam jeszcze w głąb domu "wychodzę". Położyła deskę na chodniku i odpychając się jedną nogą mijałam zabieganych mieszkańców i zachwyconych turystów. Minęłam bogate dzielnice. Boisko znajdowało się w biednej i dość niebezpiecznej dzielnicy. Lubiłam tamto miejsce. Mało ludzi wiedziało że to boisko istnieje. To było moje i Ryland'a miejsce. Dojechałam na miejsce. Boisko ogrodzone było zniszczoną siatką. Zeskoczyłam z deskorolki i weszłam na plac przez dziurę w ogrodzeniu. Zobaczyłam bruneta siedzącego na ławce. Głowę miał pochyloną w dół. odłożyłam deskę niedaleko i usiałam obok niego na ławce.
- Ry? Co jest?- zapytałam przejęta.
Nie dopowiedział. Położyłam dłoń na jego ramieniu.Westchnął ciężką i zacisnął ręcę w pięści.
- Zerwała ze mną.- powiedział cicho. - Co ja zrobiłem?- spojrzał na mnie, miał łzy w oczach- naprawdę jestem taki okropny?- miał naprawdę wielkie źrenice.
- Co? O czym ty mówisz?
- Savannah ze mną zerwała, rozumiesz!- krzyknął.
Rozluźnił pięści i jego dłonie zaczęły się trząść. Przeanalizowałam to co do mnie powiedział A to suka! Przytuliłam roztrzęsionego bruneta. Wtulił się ze mnie ufnie. Po pewnej chwili jego dłonie przestały się trząść.
- Kochałem ją...- powiedział cicho w moje ramie- myślałem że ona też....
- ciii- przerwałam mu.
Głaskałam go po plecach jak małe dziecko. Było mi go żal. Traktuje go jak brata i nie pozwolę żeby jakaś głupia laska sprawiała że on cierpi. Umocniłam uścisk. Siedzieliśmy tak dość długo. Uwielbiam go przytulać. Tylko przy nim naprawdę czuje się bezpiecznie. Powoli wysunął się z moich ramion. Źrenice nadal miał nienaturalnie wielkie.
- Brałeś coś- podniosłam jedną brew..
W odpowiedzi kiwnął głową. Odwróciłam wzrok do jego osoby i rozejrzałam się po opustoszałym boisku. Beton który służył jako parkiet miejscami był już popękany. Białe linie boiska były już ledwo widoczne. Tarcza od kosza była w kilku miejscach wyszczerbiona i wyblakła. gdy powiał wiatr od razu było słychać metalową siatkę zawieszoną na obręczy kosza. Pewnie jeszcze kilka lat temu to miejsce tętniło życiem. Szkoda że to się zmieniło. Pod koszem leżała pika Ryland'a. Ciekawe jak długo chłopak już to siedzi. I czy ktoś z rodziny wie co on teraz przeżywa. Podniosłam się z cholernie niewygodnej ławki. Podniosłam leżącą piłkę i kozłując ją stanęłam na lini rzutów wolnych. Pokozłowałam chwile i ustawiłam się do rzutu. Ha! Trafiłam. Wymieniłam spojrzenia z RyRy'm. Rzuciłam piłką w jego stronę.
- Pokaż co potrafisz, młody- uśmiechnęłam się zadziornie.
 
Robiło się ciemno gdy postanowiliśmy iść z boiska. Spędziliśmy cały dzień na graniu w kosza. Byłam wykończona. Szliśmy ulicami LA mijając sporadycznie jakieś osoby. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się zakłócając już ciszę nocną ale halo to Los Angeles- to miasto nigdy nie śpi. Nagle po chodniku z drugiej strony ulicy [cholera nie wiedziałam jak napisać... ~Paula]  zauważyłam Luka. Przełknęłam nerwowo ślinę gdy chłopak mnie zauważył. Pomachał do mnie. Wymusiłam sztuczny uśmiech i odmachałam mu
- Ryland muszę coś załatwić.
- Okay, leć.- odpowiedział z lekkim uśmiechu i zakleszczył mnie w ciepłym uścisku.
Oderwałam się niechętnie od niego. Rozejrzałam się czy nie jedzie jakiś samochód i przebiegłam przez ulicę. Wzięłam głęboki oddech
- Luke. Musimy porozmawiać- spojrzałam na niego niepewnie.
- Jasne- powiedział na luzie. 
Patrzyłam przez chwilę na niego. Potem odwróciłam wzrok spoglądając na swoje buty. Nie wiedziałam co powiedzieć
- Może pójdziemy do parku?- zapytał obojętnie.
Kiwnęłam niezauważalnie głową i nie czekając na niego poszłam w stronę pobliskiego parku. Idąc starałam sobie ułożyć j monolog. Hej Luke. Słuchaj tak wyszło, poszłam na imprezę upiłam się i wylądowałam z nim w łóżku. Idziemy na lody? Nie odpada. Może : Hej nie znienawidź mnie ale cholernie się upiłam i przespałam się z takim chłopakiem. Nie gniewasz się? To było jeszcze bardziej żałosne niż poprzednie. Niestety doszliśmy do wyznaczonego miejsca, a w mojej głowie nadal była pustka
- Więc o co chodzi?- zapytał siadając na ławce.
Nie byłam w stanie nawet usiąść więc po prostu stałam przed nim nadal myśląc co powiedzieć.
- Laura, cholera co jest?- wkurzył się. Świetnie Marano.
- Luke ummm..- zacięłam się- Od razu przepraszam. Ja... ja nie planowałam tego. Błagam to nie powinno się wydarzyć.- Westchnęłam- Pamiętasz tą imprezę u Ryland'a na którą nie chciałeś ze mną iść?- nie patrzyłam na niego- Tam było strasznie dużo alkoholu i trochę dragów. I tak jakoś wyszło. Przesadziłam z procentami. Nie kontaktowałam powoli i..- zacięłam się.
- I co?- chłopak był zniecierpliwiony
Przełknęłam gulę jaka pojawiła się w moim gardle. Stresowałam się
- Przespałam się z kimś- powiedziałam najciszej jak się dało.
Zerknęłam na Luke. Siedział nieruchomo na ławce. Chyba analizowała to co powiedziałam. Nagle chłopka podniósł się gwałtowne z ławki. Odruchowo odsunęłam się parę kroków. Chłopak spojrzał na mnie gniewnie Zacisnął zęby. W pewnym momecie wystraszyłam się że mnie uderzy.
- Co zrobiłaś?- warknął rozwścieczony.
Nie odpowiedziałam. Nawet jakbym otworzyła usta nie wydobył by się z nich żaden dźwięk.
- Kurwa nie wierze. Ja pierdole, ale z ciebie zdzira!
 Wysłał mi ostatnie gniewne i pogardliwe spojrzenie i szybkim krokiem poszedł w niewiadomym mi kierunku...
 
O jezu...
Żałosne. Cholernie żałosne..
Gdybym mogła nie podpisałabym się pod tym rozdziałem.
Jest okropny. Kto podziela moje zdanie?
Znowu czekaliście na rozdział a ja znowu zawaliłam.
Kto shipował Lure (Luke i Laure) i teraz ma ochote mnie zabić? xd
Czy niewydaje wam się że za dużo się dzieje w rozdziale.
Albo że ten blog nie ma fabuły??
Nie jestem pewna kiedy pojawi się nowy rozdział. 
Piszcie opnie na temat tego rozdziału.
Ważne by wasze komentarze były szczere.
A tak wgl jak mijają wam wakacje.
Znowu pisze beznadziejnie długą notkę którą nikt nie przeczyta.
Kto przeczytał całą notkę do koma niech wklei ----> 
Bye miśki <3