poniedziałek, 31 sierpnia 2015

"Pa­miętaj także o tym, że kochałem, i że to miłość ska­zała mnie na śmierć." TB (Rydellington Story)

Staramy się przeżyć swoje życie jak najlepiej umiemy. Robimy tak by na łożu śmierci z pewnością powiedzieć "niczego nie żałuje". Ale tak na prawde nie wiele jest takich osób. Zawsze jest coś co człowiek zrobił źle.. I ja nie jestem wyjątkiem...
Usiadłem na łożku w swoim pokoju. Po raz kolejny spojrzałem na szafke nocną na której leżała garść tabletek nasennych oraz butelka whisky i na wszelki wypadek pistolet. Biała koperta leżąca obok broni czekał tylko na to by wyznaczyć adresata. Byłem pewny tego co chce zrobić.  Wszystkie tabletki zsunąłem na ręke. Naliczyłem ich 8. Wolną ręką chwyciłem jedną niebieską tabletke którą połknąłem. Każdego musi zastanawiać dlaczego tchórze i odbieram sobie życie. Powodem może jest to że i tak jestem bliski śmierci. Albo to że jestem niepotrzebny. Lub to że nie mogę na NIĄ patrzeć gdy jest szczęśliwa z nim. Sam do końca nie wiem.. Może wszytko na raz. Fala wspomnień zalała mój umysł. Czy nie jest tak że przed śmiercią przypominamy sobie wszytkie dobre i złe chwile? Uśmiechnąłem się przypominając sobie to jak poznałem ich wszystkich. Choć to tylko wspomnienie poczułem się tak samo ja wtedy...
Mimo iż byłem szesnastoletnim chłopakiem moja kodycja nie była za dobra. Biegłem ile sił w nogach by dotrzeć na przystanek przed przyjazdem ostatniego autobusu który zawiózłby mnie do domu. Niestety mój pech znowu dał o sobie znać. Nie zdążyłem. Widziałem jak autobus odjeżdża. Przeklnąłem, starając się unormować swój oddech po kilkuminutowym biegu. Zrezygnowany usiadłem na ławce. Musiałem zastanowić się co zrobić. Byłem na obrzeżach miasta. Samochody sporadycznie jeździły na uliczy. Zakryłem twarz dłońmi próbując wymyślić jak wrócić do domu. Słyszałem nadjeżdżają samochód który zatrzymał się niedaleko mnie. Jak się okazało, gdy odkryłem twarz, samochód zatrzymał się przede mną. Z odsuniętego okna wysunęł się blond włosy chłopak
-Hej! Wiesz może jak dojechać na Holly Street? <ulica istnieje na prawdę~ Paula>

Gdy to usłyszałem nad głową mentalnie zaświeciła mi się żarówka. Mieszkałem zaledwie dwie przecznice dalej. Podeszłem do samochodu pewien.
-jasne że wiem. Zróbmy tak ja wam pokaże jak dojechać w zamian zabierzesz mnie ze sobą, zgoda? -uśmiechnąłem się przyjaźnie
-zgoda- kierowca odwzajemnił mój gest
-jestem Ellington -podałem ręke
-a ja Riker- uścisnął moją dłoń...
Do dziś dziękuje Bogu za to że spóźniłem się na autobus i dzięki temu poznałem Rikera i reszte.
Żółta tabletka z pomocą alkoholu trafiła do mojego przełyku. Pierwsze spotkanie z nimi należało do przyjemnych. Drugie lub trzecie takie nie było. Chociaż...
Siedziałem na niewygodnym szpitalnym łóżku czekając na rodziców którzy wrócą od lekarza. Ręka pod gipsem przeraźliwie mnie swędziała ale nie miałem możliwości się podrapać. W sali byłi cicho. Dopóki nie zobaczyłem znowu moich przyjaciół
-stary, jeszcze raz przepraszam. Nie wiem jak to się stało- od progu Rocky zabrał głos.
-nic się nie stało. To i tak była moja wina-zaśmiałem się.
Mój pech znowu dał o sobie znać. Razem z Rockym poszliśmy do skateparku. Ja nie miałem doświadczenia. Wcześniej stałem na desce trzy lub cztery razy. I jak szybko na nią stawałem tak szybko z niej schodziłem. Wrazcając. Było by chociaż ciekawie gdybym wywalił się na którejś rampie a nie na prostej drodze.
-Jak się czujesz- koło mnie usiadła Rydel.
-Jest okay, tylko ręka swędzi mnie pod gipsem- uśmiechnąłem się.
Rocky długo obwiniał się za to co zrobił. Za to co rzekomo zrobił. Wybrałem kolejną tabletkę po czym ją połknąłem. Choć wylądowałem w szpitalu przez nich kilka razy do końca świata będę im za to wdzięczny.
-hej. Co tam?
To nie pierwszy raz kiedy wchodze do domu Lynchów bez pukania. To było na porządku dziennym. W kuchni siedział Ross który jadł ulubione płatki i jak zwykle sms'ował.
-siema- przywitał się zaspanym głosem
-cześć. Co tam? Znowu piszesz ze swoją dziewczyną?
-ona nie jest moją dziewczyną!- zdenerowałem go.
-dobra blodi nie unoś się tak, złoś piękności szkodzi. Jak siędziesz tak denerował Laura cie nie zechce- zaśmiałem się z jego miny
-i tak mnie już nie chce- wymamrotał.
-gdzie są wszyscy?- zapytałem gy zoriętowałem się że w domu jest cicho.
-w piwnicy- wzruszył ramionami.
-zamknąłeś ich tam? -zaśmialiśmy się.
-nie, nie wiem do końca co tam robią. Przed chwilą wstałem.
-okay.
Zszedłem do podziemi domu. Widko pomieszczenia mile mnie zaskoczył. Naprawde nieźle było urządzone. Rocky grał na gitarze elektrycznej a Riker na akustycznej. Delly podśpiewywała piosenkę. Mają talent to pierwsza myśl gdy ich usłyszałem.
-Siemka- przywitałem się gdy skończyli.- co robicie?
- hej. Piszemy piosenki. Chcemy założyć zespół.- Rydel była podekscytowana.
-wow nieźle. Macie już coś?- usiadłem na pustym fotelu.
- praktycznie tak.
- chce posłuchać. Dawać.
Riker i Rocky zaczeli grać na gitarze tworząc melodie. Po chwili dołączył do nich Ross. Moję ręce zaczeły wybijać rytm uderzając o bok fotela.


You’re on my mind
Every night
And in the morning when I wake
Don’t leave me lonely
Can you just hold me
Together before I break

I just can breath
Without you without you
I’m so lonely
Without you without you
Cuz today
You are all I need..*

Nie do końca znałem się na muzyce. Nie mogłem precyzyjnie powiedzieć jaka ta piosenka była. Jedyne co robiłem to uśmiechałem się nie mogąc wyjść z podziwu że moi przyjaciele są tak utalentowani.
-i jak?
-wow! Jesteście mega utalentowani!- w moim głosie nawet było słychać podziw.
-brakuje nam jeszcze perkusisty.
Kiwnąłem wtedy tylko głową. Ich piosenka była magnetyczna. Cicho podgwizdywałem utwór stukając palcami w podłokietnik od fotela <na prawdę nie wiem jak się to nazywa ~Paula>
-Ell?- każdy z nich patrzył na mnie uważnie- może chciałbyś grać na perkusji w zespole?
Tak właśnie narodziło się R5. Przykre było to że pokładaliśmy w tym zespole wiele nadzieji. Szkoda że nam się nie udało. Wsunąłem do ust następną tabletkę. Tym razem rozgryzłem ją w zębach. Gorycz leku nie równała się z goryczą pierwszej porażki.
W wieku 17 lat nie myślisz tylko o studiach. Myślisz także o miłości. Każdy nastolatek marzy by znaleźć swoją wybrankę którą będzie kochał na wieki bla, bla, bla... Byłem nieliczną osobą która nie chciała się zakochać. Byłem w zespole. Jedyne o czym marzyłem to bycie sławnym. Do puki nie poznałem jej. Na imie miała Blanka. W tedy uważałem ją za ideał. Teraz z całą pewnością mogłabym stwierdzić że daleko jej od ideału. Była piękna. Blondynka, zielone oczy, długie nogi, zniewalający uśmiech. Każdy siedemnastolatek śnił o takiej dziewczynie. A ja przez pewnien czas mogłem nazywać ją SWOJĄ. Jednak szybko się przekonałem że to jak wyglądała odbiegało od jej wnętrza. Była wredna dla wszystkich. Ekstrawagancka. Zbyt dumna. Mało inteligenta. Ale ja byłem w niej zakochany. Choć pewniejszym słowem było by zauroczony. Po tym jak ze mną zerwała byłem załamany. Na prawdę myślałem ze to miłość na wieki. Na szczeście kariera R5 wtedy zaczeła się rozkręcać. Szybko o niej zapominałem.
Teraz nie mogę się nadziwić jakim cudem mi się spodobała. Sam fakt że twierdziłem że się w niej zakochałem był okropny, bo zakochałem się tylko w jednej osobie. Czułem że tabletki zaczęły mnie otępiać. Puki jeszcze wiedziałem co się dzieje z moim ciałem i wokół mnie podpisałem kopertę, moim charakterystycznym lekko nie wyraźnym pismem. Połknąłem następną pastylkę. Wyglądało to jakbym powtarzał mantre. Tabletek zostało coraz mniej a w mojej głowie pojawiało się coraz więcej wspomien.
Stresowałem się.Wszyscy się stresowaliśmy. Byliśy szczeniakami którzy marzyli o sławie. Ni byliśmy psychicznie gotowi na to że prędzej czy później będziemy musieli wystąpić przed publicznością. Gdybyśmy wtedy tylko wiedzieli. Z entuzjazmem i tremą wieszliśmy na scenę w małym pobliskim klubie. Nie spodziewaliśy się od razu że przyjdzie tam rzesza fanów. Nie byliśmy pewni czy wogóle mamy jakiś fanów. Pod sceną stała gróbka ludzi. Kawałek dalej stali przyjaciele Lynchów a jeszcze dalej ich rodzice oraz moja mama. Taty nigdy nie znałem. Nie pamiętam całego koncertu. To dziwne bo powinien on mi zapaść w pamięci. Byliśmy tak wyćwiczeni. Nie było miejsca na pomyłkę. 
Szczęście to za mało co wtedy czułem. Nie wiem jak opisać moję uczucia jakie targały wtedy mną. Ostatnie trzy tabletki pozostały mi na dłoni. Połknąłem różową popijając ją sporą ilością whisky.Wytężyłem umysł starając przypomnieć sobie wszytskie szczegóły. Nawet te najdrobniejsze.
Szczęśliwy, w wynajętym, czerwonym, klasycznym kabriolecie czekałem przed jej domem. Nacisnąłem klaskon kiedy po kilku minutach nadal się nie pojawiła. W myślach sprawdzałem czy na pewno wszytstko wziąłem. Pieniądze. Dokumenty. Aparat. I okulary przeciwsłoneczne. To rzeczy które są mi potrzebne na ten weekend.ub na dłużej. Pamięta jej pisk kiedy szczęśliwa wybiegła z domu. Te iskierki w oczach gdy patrzyła na samochód. Do bagażnika wsadziła sporej wielkości torbę. Usiadła na miejscu pasażera. Jak zawsze przywitała mnie perlistym uśmiechem i przyjacielskim całusem w policzek. Tylko już wtedy on nie był tylko dla mnie przyjacielski. Odpaliłem silnik i ruszyłem przed siebie. Właśnie rozpoczeliśmy swoją "Przygodę życia". Tak nazwała to Rydel. Chcieliśmy przejechać całą Amerykę Północną.  Nigdzie nie mieliśmy planowanego postoju. Mieliśmy po osiemnaście lat. Po prostu chcieliśmy żyć chwilą. To gdzie będziemy spać też nie było pewnie dlatego w bagażniku był też namiot. Gdy wyjechaliśmy z miasta blondynka szczęśliwa rozpuściła swoje długie włosy. Podniosła ręce śpiewając głośno piosenkę lecącą w radiu. Jeśli się nie myle była to piosenka Britney Spears. Jej włosy nigdy nie były w większym nieładzie niż teraz. Nawet gdy się budziła jej włosy były w nienagannym stanie. Ale tego dnia było inaczej. Nigdy wcześniej nie uśmiechała się tak szczeroko.
-Gdzie pierwszy przystanek?- zapytałem
- Zawsze chciała pojechać do Las Vegas. Co ty na to?- spojrzała na mnie wyczekująco.
Nie musiała mnie wtedy przekonywać. Pojechałbym nawet na Alaskę tylko po to żeby była szczęśliwa. Przy pierwszym rozwidleniu dróg skręciłem. Wybrałem kierunek Vegas....
To wspomnienie jest tak idealne. I jednocześnie tak bardzo boli. Po raz ostatni widziałem ją aż tak szczęśliwą. I po raz ostatni to ja wywołałem takie szczęście. Po połknięciu następnej tabletki zorientowałem się że została mi jeszcze jedna samotna okrągła pastylka. Położyłem się wygodnie na łóżku, wcześniej chwytając w ręce cenną kopertę. Tabletki otumaniły mnie. Ostatkiem sił udało mi się przypomnieć coś jeszcze z mojego życia
Od pietnastu minut czekałem na nią w umówionym miejscu. Zawsze ta sama knajpka, to samo miejsce. To już chyba była nasza tradycja. Nie widziałem jak wchodziła bo byłem odwrócony plecami do drzwi. Opadła szczęśliwa na kanapę na przeciwko. Uśmiech nie schodził jej z twarzy nawet wtedy kiedy zdenerowany powiadomiłem ją o jej spóźnieniu. Nawet kelner który który przez pewnie czas się nie pojawiał nie zepsuł jej humory. Wtedy byłem bardzo ciekawy dlaczego jest taka szczęśliwa. Teraz wolałbym tego nie wiedzie. Znacie to uczucie kiedy jedno zdanie łamie wam serce? Mam na dzieje że nie. Na prawdę chujowe uczucie. Wpatrywała się we mnie. Nie była przekonana czy powiedzieć. Ale jednak się zdecydowała.
-Mam randkę!- pisnęła zadowolona i szczęśliwa.
Wymusiłem uśmiech ale tak na prawdę chciałem płakać i zgrzytac zębami. Nie odzywałem się przez zawiele przez reszte spotkania...
Na samo to wspomnienie serce znowu mnie zabolało. To troche dziwne po przez tabletki nie czułem już nic. Powieki robiły się niewyrażalnie ciężkie. Przestałem z nimi walczyć. Ręka zsunęła mi się. Zamknąłem oczy widząc idąc w stronę ciemności. Z ręki wypadła mi ostatnia tabletka która powinna znaleźć się w moim organizmie oraz śnieżnobiała koperta. Koperta dla mich przyjaciół. Koperta z podpisem "Ostatnia Spowiedź"
********
* R5-Without you
Niespodzianka!
Była nominacja.. jest One Shot
Termin jest do 31.08
ha ha! 
Dałam rade :)
Myślałam że się nie wyrobie ale jest. 
Nie wiem o krórej to czytacie ale ja mam teraz 23:32
Jeszcze jest 31 sierpnia ... jeszcze są wakacje.. jeszcze jesteśmy wolni..
Historia mi się podoba, gdyby nie fakt że została napisana na telefonie..
Pewnie jest tam MASA BŁĘDÓW!
 Dobra żeby nie było.
Łańcuszek idzie dalej
NOMINUJE:
1. 
Isabelle Grace 
2. Abi
3.  Olgę Lynch
4.  Invisible
Zgaduje że jesteście szczęśliwe, prawda?
TEMATY:
1. Druga strona medalu
2. Ostatni oddech
3. Internetowa Miłość 
PARINGI:
Raura, Rydellington, Auslly, Rolexa
CZAS:
POPRAWA
Do 2 października 2015r.
(Dzięki Abi xd Moja głowa myśli co innego a palce piszą coś innego ;P)
Życzę powodzenia ;*

 

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 22.

Po raz kolejny przez moje żyły przepływała trucizna. Trucizna która mi pomagała. Zużytą strzykawkę wyrzuciłam do kosza. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam na swoje odbicie. Wory pod oczami symbolizowały kolejną z rzędu nieprzespaną noc. Moja skóra wydawała się jeszcze bielsza niż zazwyczaj. Kości policzkowe i obojczyki bardziej się odznaczały. Granatowe włosy były przetłuszczone, splątane i wypadały. Usta były spierzchnięte i poranione przez zbyt częste przygryzanie wargi. Tuż to rzęs nie znajdował się już tylko na rzęsach ale był porozcierany w okolicach oczu. Przez dragi źrenice ciągle miałam powiększone. Wyglądałam jak wrak człowieka. Całe dnie spędzałam w pokoju. Zachowywałam się żałośnie. Mój humor pogorszył się jeszcze bardziej gdy dostałam okresu. Przejechałam dłońmi po twarzy. Ubranie które miałam cały czas na sobie przewyższało zapach ubrania bezdomnego. Ogarnij się, Laura- podpowiadał mój zdrowy rozsądek. Postanowiłam go posłuchać. Wróciłam do pokoju który wyglądał równie żałośnie co ja. Przejrzałam całą szafę w poszukiwaniu jakiś ubrań. Po około 10 minutach udało mi się stworzyć zestaw Zabrałam ubrania do łazienki. Dokładnie i szybko się odświeżyłam. Założyłam boyfriendy i czarną bluzkę która gdybym podniosła ręce odsłoniłaby mi pół brzucha. Włosy wysuszyłam i wyprostowałam. Całą twarz pokryłam podkładem a miejscami jeszcze pudrem.  Na powiekach zrobiłam dość grube kreski eyeliner'em. Rzęsy starannie pomalowałam tuszem. Usta pomalowałam jasnym różem. Spryskałam się perfumami Chanel Nr. 5. Byłam gotowa. Z pokoju wzięła buty, torebkę z telefonem i portfelem. Po drodze na parter założyłam jeszcze bransoletkę i zegarek.
-Vanessa!- krzyknęłam w głąb domu.
Nie czekając nawet na jej odpowiedz poszłam do kuchni. Po prostu wiedziałam że tu będzie. Dziewczyna siedziała przy stole i czytała jakiś magazyn modowy.
-Idziemy na zakupy.
-Co?- zaskoczyłam ją- od kilku dni nie wychodzisz z pokoju i nagle się pojawiasz genialnie ubrana i mówisz że idziemy na zakupy.- wzruszyłam jedynie ramionami- okay.
Zaśmiałam się wyciągając z lodówki sok pomarańczowy. Usiadłam naprzeciwko niej. Torebkę położyłam na stole. Założyłam buty.
-Pod warunkiem że kupisz mi taką sukienkę 
Pokazała mi gazetę ze zdjęciem a ja zachichotałam.
- Jasne. A właśnie może chcesz iść też z Rydel na zakupy.
-Zabawne Laura.
-Ja mówie całkiem poważnie.
-Tak jasne. Uważaj bo ci uwierzę że znasz się z Rydel Lynch. Nieważne idę się przebrać- wyszła z kuchni.
Napiłam się soku. Spojrzałam na moje paznokcie. Wyglądały fatalnie. Za stole leżał flakonik lakieru. Szybko i staranie nałożyłam lakier na płytkę paznokcia. Lakier był szybkoschnący więc po minucie obydwie dłonie miałam gotowe. Spojrzałam jeszcze raz na magazyn 'Girl's Life' Wyjęłam telefon i napisałam sms'a do Delly. Byłam pewna że się zgodni na zakupy. Szybko dostałam od niej potwierdzenie. Wysłałam jeszcze wiadomość za ile będę kiedy Van wkroczyła do kuchni. Ubrana w błękitną sukienkę przed kolano i białe conversy wyglądała bardzo dziewczęco.
- Gotowa- powiedziała i znowu wyszła.
Wyjęłam pieniądze z szafki z kuchni. Lada dzień i powinien być przelew od rodziców. Albo już jest. Schowałam pieniądze do portfela i wyszłam do przedpokoju. Poprawiła się w lustrze. Razem wyszłyśmy z domu. Nessa zamknęła dom na klucz. Była zdziwiona gdy zauważyła że nie kierujemy się w stronę centrum.
-Lau? Galeria jest w drugą stronę.
- Wiem ale musimy zajrzeć w jeszcze jedno miejsce.
Doszłyśmy do domu Lynchów w około 10 minut. Vanessa patrzyła zdezorientowana na dom. Zadzwoniłam do drzwi czekając aż ktoś łaskawie je otworzy. Tym kimś okazał się Ryland który również był zdziwiony moją wizytą tutaj. Przywitałam się z nim.
- Ryland to moja siostra Vaness'a, Van to mój przyjaciel Ryland - przedstawiłam ich sobie
Uśmiechnęli się do siebie i podali ręcę.
- Co was sprowadza?- zapytał Ry
- Też chciałabym wiedzieć- wybełkotała pod nosem moja siostra patrząc na swoje buty.
- Przyszłyśmy po twoją siostrę. Zawołał byś ją?
Chłopak już chciał krzyknąć kiedy nagle koło niego pojawiła się blondynka.
- Hejka- przywitała się entuzjastycznie i mnie przytuliła.
- Cześć Delly- odwzajemniła uścisk.
Vanessa podniosła wzrok na blondynkę. Rozchyliła usta i otworzyła szeroko oczy.
-Ale.. jak... nie żartowałaś...- wymamrotała.
- Delly to Vanessa, Van to Rydel.
- Hej- młoda Lynch uściskała moją siostrę.
- Cześć.- powiedziała onieśmielona.
- To jak- spojrzałam na dziewczyny- idziemy na podbój sklepów?
- Już nigdy nie ide z wami na zakupy, rozumiecie?- powiedziałam wchodząc do domu blondynki.
- Hej! Sama zaproponowałaś wypad do galerii. Pretensje miej tylko do siebie - odparła Rydel. 
Opadłam bezwładnie na kanapę, nie będąc pewna czy zdołam się jeszcze z niej kiedyś podnieść. Zdjęłam szpilki i rozmasowała swoje obolałe stopy.
- Zjadłabym coś- spojrzałam na dziewczyny.
- Ja też. Umieram z głodu- siostra mnie poparła. 
- Zamawiamy pizze?- zapytała Delly.
Od razu ją poparłyśmy. Szybki telefon i nasz posiłek jest w drodze. 
- Rydel?- zapytałam po chwili
- Hm?- miała zamknięte oczy i leżała na fotelu 
- Nie dziwi cię to że w twoim domu jest tak cicho?- zapytałam.
- Nie. Chłopaki pojechali do kina na premierę filmu, czy coś.
Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi jednak żadna z nas nie zareagowała. Spojrzałyśmy na siebie. Z rezygnacją i cichym westchnieniem podniosłam się  wygodnego miejscaSzybko odebrałam zamówiony posiłek. Zaniosłam pudełko pizzy do salonu. Wiedząc że ani Rydel ani Vanessa nie mają zamiaru się podnosić więc to ja znowu poszłam do kuchni po talerze i puszki Coca-Coli. Opadłam znowu na kanapę biorąc na talerz kawałek pizzy. Gdy po drugim kawałku pizzy mój żołądek okazał się pełen z zimną puszką położyłam się na kanapie.
- Delly, jesteśmy!- chłopaki poinformowali nas o swoim przybyciu
-Mmm pizza- powiedział Ryland i nie zauważając mnie usiadł na kanapie przygniatając mi nogi 
-Złaś ze mnie idioto- zaśmiałam się.
-O Laura nie zaważyłem cię- uśmiechnął się głupkowato
-Ta, na pewno- wywróciłam oczami i podniosła się znowu do pozycji siedzącej
Brunet chwycił kawałek pizzy zadowolony. Usiadł na kanapie zaraz obok mnie.
-Mody ja też chce- oburzył się Riker wchodząc do salonu- Cześć Laura i cześć..
-Vanessa- przedstawiła się moja siostra
-Riker- uśmiechnął się
Wziął przykład z najmłodszego brata i usiadł zadowolony na ostatnim wolnym miejscu na kanapie. Dzwoniący telefon znajdujący sie w mojej małej torebce przerwał ciszę panującą w pomieszczeniu. Na szczęście nie miałam problemu ze znalezieniem przyrządu do komunikacji. Na wyświetlaczu pojawiło mi się imię Vicki więc uprzednio przepraszając wyszłam do pustej kuchni. 
- Co tam Vicki?- zapytałam gdy przyłożyłam komórkę do ucha.
- Impreza. Dziś. Ty i ja. Co ty na to?- uśmiechnęłam się usłyszawszy propozycje  
- Pewnie. O której?
- Za godzinę, pasuje? 
- Tak. Gdzie się spotykamy
- Coco Club, wiesz gdzie to
- Tak, do zobaczenia- rozłączyłam się.
 Z powrotem udałam się do salonu. Gdy zobaczyłam Ross'a siedzącego w pomieszczeniu speszyłam się przypominając sobie niedawną sytuację którą z nim jeszcze nie wyjaśniłam. Chwyciłam torebkę leżącą obok Ryland'a. Usiadłam na kanapie i założyłam na jeszcze obolałe stopy moje szpilki. Zebrałam torby z kupionymi przeze mnie ubraniami, upewniając się że zabrałam wszystkie, uśmiechnęłam się do wszystkich,
- Ja musze spadać. Hej!- pomachałam obecnym w pomieszczeniu i wyszłam z domu
Mimo iż nogi bolały mnie niemiłosiernie dość szybko udało mi się dotrzeć do domu.

Rzuciłam wszystkie torby z zakupami na łóżko. Od razu otworzyłam szafę i komody w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego do klubu. Wybrałam dawno już kupioną sukienkę, do tego pasujące buty, bransoletkę. Wiedząc że jestem sama w domu nie kwapiłam się by przebrać się w łazience. Założyłam przygotowane ubrania. Usiałam przy dobrze wyposażonej toaletce której z której i ta rzadko korzystałam. Poprawiłam podkład a na powieki założyłam ciemne cienie tworząc przy tym smokey eye. Włosy związałam z tyłu i stworzyłam koka w nieładzie. Kilka kosmyków okalało moją twarz.  Użyłam znowu ulubionych perfum od Chanel. Idealnie pasującą torebkę wyposażyłam w telefon i portfel.  Z szuflady od szafki nocnej wyjęłam w pół pełną strzykawkę. Pozbyłam się powietrza i w dość brutalny sposób wbiłam ją sobie w rękę i wstrzyknęłam narkotyk. Byłam gotowa.
 
Klubowa i dość denerwująca muzyka dudniła mi w uszach. Opróżniałam właśnie kolejny kieliszek z jakimś kolorowym drinkiem. Na krzesełku obok mnie usiadł jakiś mężczyzna. Kątem oka przyjrzałam mu się uważnie. Wysoki brunet, dość umięśniony i bogaty. Spojrzał w moją stronę
- Hej! Jestem Simon!- pochylił się w moją stronę starając się przekrzyczeć gwar panujący w pomieszczeniu.
- Laura!-uścisnęłam rękę którą do mnie wystawił.
- Mogę postawić ci drinka?
- Pewnie!- uśmiechnęłam się
Barman już po chwili postawił przede mną szklankę z niebieskim płynem w środku. Upiłam łyka i od razu się skrzywiłam.
-Dlaczego bezalkoholowy?
-Nie wydaje mi się że skończyłaś 21 lat
-Skąd to możesz wiedzieć?
-Widziałem jak twoja przyjaciółka przekupuje bramkarza
-Kurwa! Niezły jesteś- zaśmiałam się. 
Uśmiechnął się do mnie, przez co stał się jeszcze bardziej przyjazny. Zamówił jeszcze jednego drinka dla mnie ale tym razem już z alkoholem. Stukałam paznokciami w szkło. Piosenka się zmieniła a koło mnie pojawiła się moja przyjaciółka. Chwyciła mnie za rękę i o mały włos nie zrzuciła z krzesła barowego.
-Oszalałaś!
-Choć załatwiła niezły towar- była podekscytowana.
-Miło było cię poznać Simon!- odwróciłam się do nowo poznanego chłopaka.
Zsunęłam się ze stołka i poszłam za moją przyjaciółką. Dotarłyśmy do obrzydliwej toalety. Po upewnieniu się że jesteśmy same, Victoria pokazała torebeczkę z białym proszkiem.
-co to jest właściwe?- zapytałam gdy blondynka wciągnęła swoją działkę.
-kokaina. podobno najlepsza w mieście.
-Skąd wzięłaś na nią hajs?
-A kto powiedział że za nią zapłaciłam- uśmiechnęła się zadziornie.
Postanowiła nie pytać o nic więcejZamieniła się ze mną miejscami. Teraz ja stałam przy umywalce a ona pod drzwiami pilnując by nikt nie wszedł. rozsypałam reszte proszku jaka znajdywała się w folijce. Kartą kredytową która już dawno nikt nie wypłacał pieniędzy bo ich tam nie było ułożyłam prostą białą kreskę. Schyliłam się i sprawnie wciągnęłam kokę do nosa. Odchyliłam głowę do tyłu, czekając aż narkotyk trafi do krwiobiegu. Spojrzałam w lustro. Resztę proszku która była moim nosie szybko zmiotłam ręką. To samo zrobiłam z blatem na którym był narkotyk. Szczęśliwe wyszłyśmy z łazienki i od razu ruszyłyśmy na parkiet ruszając się w rytm jakiejś dennej piosenki. Przez mój organizm przszła fala gorąca. Kolorowe światła stały się nagle rozmazane a wszystko wokół mnie zaczęło wirować. A może to ja wirowałam? Poczułam sie szczęśliwa. Tańczyła do piosenek z ludźmi których widziałam pierwszy raz. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam taka wesoła i szczęśliwa. Przetańczyłyśmy z Tori długi czas. Kiedy żadna z nas nie miała już siły postanowiłyśmy iść. Gdy znalazłyśmy się na zewnątrz znowu zakręciło mi się w głowie. Odetchnęłam zimnym powietrzem. Gdy poczułam zimno na mojej stopie dopiero wtedy zoriętowałam się że zgubiła gdzieś buta.
-Viki?-Wybełkotałam- Widziałaś gdzieś mojego buta?- Zaśmiałam się.
-Nie- wybuchnęła śmiechem
Szłyśmy powoli dość chwiejnym krokiem. Gdy zakręciło mi się w głowie przystanęłam starając się powstrzymać mdłości. Zakryłam usta dłonią starając się oddychać głęboko. Kolejny raz zakręciło mi się w głowie. Mało brakowało a straciłabym równowagę.
-Laura, wszytko okay?- mimo że blondynka stała obok mnie jej głos wydawał mi się odległy.
Zaczęłam widzieć niewyraźnie. Światła były już tylko kolorowymi plamami. Nagle wszystko straciło kształty. Gwar ulicy stawał się coraz cichszy, odległy. Kolory nagle wyblakły. Ostatnie co pamiętam to ból prawego boku gdy upadłam na chodnik i krzyk Victori. Potem była już tylko ciemność...
 
Akuku! Jestem! Żyję!
Dość długo musieliście czekać na ten rozdział..
Miał się pokazać na początku sierpnia, ale... a to byłam u babci, potem miała urodziny i przez 10 dni nie było mnie w PL i tak jakoś odkładałam napisanie tego rozdziału.
Ale w końcu jest.. YEY!
PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY! 
Koniec wam się podoba? 
Wybaczcie ale od dawna chciałam to zrobić XD
 Chciałam jeszcze wam podziękować za komentarze pod One Shot'em którego dodałam. 
Jestem tak szczęśliwa, ze sobie tego nawet nie wyobrażacie. 
Dziękuje za każde wyświetlenie, 
każdy komentarz, 
za każdą zmarnowaną chwile na przeczytanie tego. 
Jesteście niemożliwi! <3 
Kocham Was!
 Spadam pisać TB
Buziaki <3