Usiadłem na łożku w swoim pokoju. Po raz kolejny spojrzałem na szafke nocną na której leżała garść tabletek nasennych oraz butelka whisky i na wszelki wypadek pistolet. Biała koperta leżąca obok broni czekał tylko na to by wyznaczyć adresata. Byłem pewny tego co chce zrobić. Wszystkie tabletki zsunąłem na ręke. Naliczyłem ich 8. Wolną ręką chwyciłem jedną niebieską tabletke którą połknąłem. Każdego musi zastanawiać dlaczego tchórze i odbieram sobie życie. Powodem może jest to że i tak jestem bliski śmierci. Albo to że jestem niepotrzebny. Lub to że nie mogę na NIĄ patrzeć gdy jest szczęśliwa z nim. Sam do końca nie wiem.. Może wszytko na raz. Fala wspomnień zalała mój umysł. Czy nie jest tak że przed śmiercią przypominamy sobie wszytkie dobre i złe chwile? Uśmiechnąłem się przypominając sobie to jak poznałem ich wszystkich. Choć to tylko wspomnienie poczułem się tak samo ja wtedy...
Mimo iż byłem szesnastoletnim chłopakiem moja kodycja nie była za dobra. Biegłem ile sił w nogach by dotrzeć na przystanek przed przyjazdem ostatniego autobusu który zawiózłby mnie do domu. Niestety mój pech znowu dał o sobie znać. Nie zdążyłem. Widziałem jak autobus odjeżdża. Przeklnąłem, starając się unormować swój oddech po kilkuminutowym biegu. Zrezygnowany usiadłem na ławce. Musiałem zastanowić się co zrobić. Byłem na obrzeżach miasta. Samochody sporadycznie jeździły na uliczy. Zakryłem twarz dłońmi próbując wymyślić jak wrócić do domu. Słyszałem nadjeżdżają samochód który zatrzymał się niedaleko mnie. Jak się okazało, gdy odkryłem twarz, samochód zatrzymał się przede mną. Z odsuniętego okna wysunęł się blond włosy chłopak
-Hej! Wiesz może jak dojechać na Holly Street? <ulica istnieje na prawdę~ Paula>
Gdy to usłyszałem nad głową mentalnie zaświeciła mi się żarówka. Mieszkałem zaledwie dwie przecznice dalej. Podeszłem do samochodu pewien.
-jasne że wiem. Zróbmy tak ja wam pokaże jak dojechać w zamian zabierzesz mnie ze sobą, zgoda? -uśmiechnąłem się przyjaźnie
-zgoda- kierowca odwzajemnił mój gest
-jestem Ellington -podałem ręke
-a ja Riker- uścisnął moją dłoń...
Do dziś dziękuje Bogu za to że spóźniłem się na autobus i dzięki temu poznałem Rikera i reszte.
Żółta tabletka z pomocą alkoholu trafiła do mojego przełyku. Pierwsze spotkanie z nimi należało do przyjemnych. Drugie lub trzecie takie nie było. Chociaż...
Siedziałem na niewygodnym szpitalnym łóżku czekając na rodziców którzy wrócą od lekarza. Ręka pod gipsem przeraźliwie mnie swędziała ale nie miałem możliwości się podrapać. W sali byłi cicho. Dopóki nie zobaczyłem znowu moich przyjaciół
-stary, jeszcze raz przepraszam. Nie wiem jak to się stało- od progu Rocky zabrał głos.
-nic się nie stało. To i tak była moja wina-zaśmiałem się.
Mój pech znowu dał o sobie znać. Razem z Rockym poszliśmy do skateparku. Ja nie miałem doświadczenia. Wcześniej stałem na desce trzy lub cztery razy. I jak szybko na nią stawałem tak szybko z niej schodziłem. Wrazcając. Było by chociaż ciekawie gdybym wywalił się na którejś rampie a nie na prostej drodze.
-Jak się czujesz- koło mnie usiadła Rydel.
-Jest okay, tylko ręka swędzi mnie pod gipsem- uśmiechnąłem się.
Rocky długo obwiniał się za to co zrobił. Za to co rzekomo zrobił. Wybrałem kolejną tabletkę po czym ją połknąłem. Choć wylądowałem w szpitalu przez nich kilka razy do końca świata będę im za to wdzięczny.
-hej. Co tam?
To nie pierwszy raz kiedy wchodze do domu Lynchów bez pukania. To było na porządku dziennym. W kuchni siedział Ross który jadł ulubione płatki i jak zwykle sms'ował.
-siema- przywitał się zaspanym głosem
-cześć. Co tam? Znowu piszesz ze swoją dziewczyną?
-ona nie jest moją dziewczyną!- zdenerowałem go.
-dobra blodi nie unoś się tak, złoś piękności szkodzi. Jak siędziesz tak denerował Laura cie nie zechce- zaśmiałem się z jego miny
-i tak mnie już nie chce- wymamrotał.
-gdzie są wszyscy?- zapytałem gy zoriętowałem się że w domu jest cicho.
-w piwnicy- wzruszył ramionami.
-zamknąłeś ich tam? -zaśmialiśmy się.
-nie, nie wiem do końca co tam robią. Przed chwilą wstałem.
-okay.
Zszedłem do podziemi domu. Widko pomieszczenia mile mnie zaskoczył. Naprawde nieźle było urządzone. Rocky grał na gitarze elektrycznej a Riker na akustycznej. Delly podśpiewywała piosenkę. Mają talent to pierwsza myśl gdy ich usłyszałem.
-Siemka- przywitałem się gdy skończyli.- co robicie?
- hej. Piszemy piosenki. Chcemy założyć zespół.- Rydel była podekscytowana.
-wow nieźle. Macie już coś?- usiadłem na pustym fotelu.
- praktycznie tak.
- chce posłuchać. Dawać.
Riker i Rocky zaczeli grać na gitarze tworząc melodie. Po chwili dołączył do nich Ross. Moję ręce zaczeły wybijać rytm uderzając o bok fotela.
You’re on my mind
Every night
And in the morning when I wake
Don’t leave me lonely
Can you just hold me
Together before I break
I just can breath
Without you without you
I’m so lonely
Without you without you
Cuz today
You are all I need..*
Nie do końca znałem się na muzyce. Nie mogłem precyzyjnie powiedzieć jaka ta piosenka była. Jedyne co robiłem to uśmiechałem się nie mogąc wyjść z podziwu że moi przyjaciele są tak utalentowani.
-i jak?
-wow! Jesteście mega utalentowani!- w moim głosie nawet było słychać podziw.
-brakuje nam jeszcze perkusisty.
Kiwnąłem wtedy tylko głową. Ich piosenka była magnetyczna. Cicho podgwizdywałem utwór stukając palcami w podłokietnik od fotela <na prawdę nie wiem jak się to nazywa ~Paula>
-Ell?- każdy z nich patrzył na mnie uważnie- może chciałbyś grać na perkusji w zespole?
Tak właśnie narodziło się R5. Przykre było to że pokładaliśmy w tym zespole wiele nadzieji. Szkoda że nam się nie udało. Wsunąłem do ust następną tabletkę. Tym razem rozgryzłem ją w zębach. Gorycz leku nie równała się z goryczą pierwszej porażki.
W wieku 17 lat nie myślisz tylko o studiach. Myślisz także o miłości. Każdy nastolatek marzy by znaleźć swoją wybrankę którą będzie kochał na wieki bla, bla, bla... Byłem nieliczną osobą która nie chciała się zakochać. Byłem w zespole. Jedyne o czym marzyłem to bycie sławnym. Do puki nie poznałem jej. Na imie miała Blanka. W tedy uważałem ją za ideał. Teraz z całą pewnością mogłabym stwierdzić że daleko jej od ideału. Była piękna. Blondynka, zielone oczy, długie nogi, zniewalający uśmiech. Każdy siedemnastolatek śnił o takiej dziewczynie. A ja przez pewnien czas mogłem nazywać ją SWOJĄ. Jednak szybko się przekonałem że to jak wyglądała odbiegało od jej wnętrza. Była wredna dla wszystkich. Ekstrawagancka. Zbyt dumna. Mało inteligenta. Ale ja byłem w niej zakochany. Choć pewniejszym słowem było by zauroczony. Po tym jak ze mną zerwała byłem załamany. Na prawdę myślałem ze to miłość na wieki. Na szczeście kariera R5 wtedy zaczeła się rozkręcać. Szybko o niej zapominałem.
Teraz nie mogę się nadziwić jakim cudem mi się spodobała. Sam fakt że twierdziłem że się w niej zakochałem był okropny, bo zakochałem się tylko w jednej osobie. Czułem że tabletki zaczęły mnie otępiać. Puki jeszcze wiedziałem co się dzieje z moim ciałem i wokół mnie podpisałem kopertę, moim charakterystycznym lekko nie wyraźnym pismem. Połknąłem następną pastylkę. Wyglądało to jakbym powtarzał mantre. Tabletek zostało coraz mniej a w mojej głowie pojawiało się coraz więcej wspomien.
Stresowałem się.Wszyscy się stresowaliśmy. Byliśy szczeniakami którzy marzyli o sławie. Ni byliśmy psychicznie gotowi na to że prędzej czy później będziemy musieli wystąpić przed publicznością. Gdybyśmy wtedy tylko wiedzieli. Z entuzjazmem i tremą wieszliśmy na scenę w małym pobliskim klubie. Nie spodziewaliśy się od razu że przyjdzie tam rzesza fanów. Nie byliśmy pewni czy wogóle mamy jakiś fanów. Pod sceną stała gróbka ludzi. Kawałek dalej stali przyjaciele Lynchów a jeszcze dalej ich rodzice oraz moja mama. Taty nigdy nie znałem. Nie pamiętam całego koncertu. To dziwne bo powinien on mi zapaść w pamięci. Byliśmy tak wyćwiczeni. Nie było miejsca na pomyłkę.
Szczęście to za mało co wtedy czułem. Nie wiem jak opisać moję uczucia jakie targały wtedy mną. Ostatnie trzy tabletki pozostały mi na dłoni. Połknąłem różową popijając ją sporą ilością whisky.Wytężyłem umysł starając przypomnieć sobie wszytskie szczegóły. Nawet te najdrobniejsze.
Szczęśliwy, w wynajętym, czerwonym, klasycznym kabriolecie czekałem przed jej domem. Nacisnąłem klaskon kiedy po kilku minutach nadal się nie pojawiła. W myślach sprawdzałem czy na pewno wszytstko wziąłem. Pieniądze. Dokumenty. Aparat. I okulary przeciwsłoneczne. To rzeczy które są mi potrzebne na ten weekend.ub na dłużej. Pamięta jej pisk kiedy szczęśliwa wybiegła z domu. Te iskierki w oczach gdy patrzyła na samochód. Do bagażnika wsadziła sporej wielkości torbę. Usiadła na miejscu pasażera. Jak zawsze przywitała mnie perlistym uśmiechem i przyjacielskim całusem w policzek. Tylko już wtedy on nie był tylko dla mnie przyjacielski. Odpaliłem silnik i ruszyłem przed siebie. Właśnie rozpoczeliśmy swoją "Przygodę życia". Tak nazwała to Rydel. Chcieliśmy przejechać całą Amerykę Północną. Nigdzie nie mieliśmy planowanego postoju. Mieliśmy po osiemnaście lat. Po prostu chcieliśmy żyć chwilą. To gdzie będziemy spać też nie było pewnie dlatego w bagażniku był też namiot. Gdy wyjechaliśmy z miasta blondynka szczęśliwa rozpuściła swoje długie włosy. Podniosła ręce śpiewając głośno piosenkę lecącą w radiu. Jeśli się nie myle była to piosenka Britney Spears. Jej włosy nigdy nie były w większym nieładzie niż teraz. Nawet gdy się budziła jej włosy były w nienagannym stanie. Ale tego dnia było inaczej. Nigdy wcześniej nie uśmiechała się tak szczeroko.
-Gdzie pierwszy przystanek?- zapytałem
- Zawsze chciała pojechać do Las Vegas. Co ty na to?- spojrzała na mnie wyczekująco.
Nie musiała mnie wtedy przekonywać. Pojechałbym nawet na Alaskę tylko po to żeby była szczęśliwa. Przy pierwszym rozwidleniu dróg skręciłem. Wybrałem kierunek Vegas....
To wspomnienie jest tak idealne. I jednocześnie tak bardzo boli. Po raz ostatni widziałem ją aż tak szczęśliwą. I po raz ostatni to ja wywołałem takie szczęście. Po połknięciu następnej tabletki zorientowałem się że została mi jeszcze jedna samotna okrągła pastylka. Położyłem się wygodnie na łóżku, wcześniej chwytając w ręce cenną kopertę. Tabletki otumaniły mnie. Ostatkiem sił udało mi się przypomnieć coś jeszcze z mojego życia
Od pietnastu minut czekałem na nią w umówionym miejscu. Zawsze ta sama knajpka, to samo miejsce. To już chyba była nasza tradycja. Nie widziałem jak wchodziła bo byłem odwrócony plecami do drzwi. Opadła szczęśliwa na kanapę na przeciwko. Uśmiech nie schodził jej z twarzy nawet wtedy kiedy zdenerowany powiadomiłem ją o jej spóźnieniu. Nawet kelner który który przez pewnie czas się nie pojawiał nie zepsuł jej humory. Wtedy byłem bardzo ciekawy dlaczego jest taka szczęśliwa. Teraz wolałbym tego nie wiedzie. Znacie to uczucie kiedy jedno zdanie łamie wam serce? Mam na dzieje że nie. Na prawdę chujowe uczucie. Wpatrywała się we mnie. Nie była przekonana czy powiedzieć. Ale jednak się zdecydowała.
-Mam randkę!- pisnęła zadowolona i szczęśliwa.
Wymusiłem uśmiech ale tak na prawdę chciałem płakać i zgrzytac zębami. Nie odzywałem się przez zawiele przez reszte spotkania...
Na samo to wspomnienie serce znowu mnie zabolało. To troche dziwne po przez tabletki nie czułem już nic. Powieki robiły się niewyrażalnie ciężkie. Przestałem z nimi walczyć. Ręka zsunęła mi się. Zamknąłem oczy widząc idąc w stronę ciemności. Z ręki wypadła mi ostatnia tabletka która powinna znaleźć się w moim organizmie oraz śnieżnobiała koperta. Koperta dla mich przyjaciół. Koperta z podpisem "Ostatnia Spowiedź"
********
* R5-Without you
Niespodzianka!
Była nominacja.. jest One Shot
Termin jest do 31.08
ha ha!
Dałam rade :)
Myślałam że się nie wyrobie ale jest.
Nie wiem o krórej to czytacie ale ja mam teraz 23:32
Jeszcze jest 31 sierpnia ... jeszcze są wakacje.. jeszcze jesteśmy wolni..
Historia mi się podoba, gdyby nie fakt że została napisana na telefonie..
Pewnie jest tam MASA BŁĘDÓW!
Dobra żeby nie było.
Łańcuszek idzie dalej
NOMINUJE:
1. Isabelle Grace
1. Isabelle Grace
2. Abi
3. Olgę Lynch
4. Invisible
Zgaduje że jesteście szczęśliwe, prawda?
TEMATY:
1. Druga strona medalu
2. Ostatni oddech
3. Internetowa Miłość
PARINGI:
Raura, Rydellington, Auslly, Rolexa
CZAS:
POPRAWA
Do 2 października 2015r.
(Dzięki Abi xd Moja głowa myśli co innego a palce piszą coś innego ;P)
Do 2 października 2015r.
(Dzięki Abi xd Moja głowa myśli co innego a palce piszą coś innego ;P)
Życzę powodzenia ;*
Kiedy następny rozdział???😶
OdpowiedzUsuńTAAAK NA TAKIE TEMATY TO JA MOGE PISAC
OdpowiedzUsuń+ wolisz auslly czy raure? Pozwole ci wybrac xD B)
No i NIE JESTEM szczesliwa *przewracajaca oczami emoji*
Jest mi to obojętne. Dostosuj się do siebie.
UsuńJeśli wygodniej pisać ci o Raurze to pisz o niej ;)
Serdecznie dziękuję za nominację. Postaram się znaleźć czas i napisać ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak mało czasu (1 dzień) ale co tam xD
Chryste.. jaki wstyd.
UsuńPrzepraszam już poprawiłam :)
Czas do 2 PAŹDZIERNIKA ;)
TERAZ ZAUWAŻYLAM TEGO BOSKIEGO HEMMO JEZU *________*
OdpowiedzUsuńBO TO CHYBA ON, PRAWDA???
UsuńGLUPIE PYTANIE, MALO JEST TAK SLODKICH FACETOW NA SWIECIE
Tak, to słodki, cudowny, wspaniały, Luke Hemmings ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny OS :*
OdpowiedzUsuńPrzed momentem skończyłam czytać rozdział, w którym Laura ćpa, aż film się jej urywa, a teraz to...
OdpowiedzUsuńBoże dziewczyno zabijesz mnie, no naprawdę powieszę się przez ciebie. Ten OS jest...boski i mega melancholijny. Zabiłaś Ellingtona. Jak mogłaś? Delly była ślepa, podkochiwał się w niej, aż się zabił. Smutne :(
Pozdrawiam :)
Delly Anastasia Lynch ♥
Zapraszam do siebie na Kopciuszka xD