Macie taką małą niespodziankę ode mnie. To mój pierwszy One Shot więc bądźcie dla mnie wyrozumiali :)
Choć blog jest zawieszony rozdział 14 jest w trakcje pisania
Życzę miłego czytania. ;)
*Piosenka! Jak chcesz przesłuchaj w trakcie czytania*
Siedziałem wygodnie na kanapie, byłem pewny że to będzie dzień jak każdy, kiedy nagle zadzwonił mój telefon
-Dzień Dobry. Z tej strony
doktor Hood, Czy rozmawiam z panem Ross’em Lynch’em?
-Dzień Dobry. Tak to ja. O
co chodzi?
- Pana narzeczona leży w
szpitalu. Jej stan jest ciężki.
Gdy to usłyszałem
znieruchomiałem. Telefon mi upadł ale słyszałem jeszcze z niego głos lekarza. To nie może być prawda- powtarzałem
sobie ciągle w myślach. To jakiś żart.
Wstałem biegiem z sofy, zgarnąłem kluczyki od samochodu leżące i wybiegłem z
domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do szpitala. Nie wiedziałem w którym
leży moja ukochana. Serce prowadziło mnie do kliniki na ulicy Yellow Street.
Tam też się udałem. Przekroczyłem dozwoloną prędkość i przejeżdżałem na
czerwonym świetle byle by być na miejscu. Zaparkowałem niechlujnie auto. Pędem
wbiegłem przez frontowe drzwi i zatrzymałem się przy recepcji. Nie obchodziło
mnie to że stoi tam jakaś starsza pani i kilka innych osób.
- Gdzie leży Laura Marano-
krzyknąłem
- Proszę poczekać w
kolejce- powiedziała pielęgniarka stojąca za ladą.
- cholera jasna! Gdzie ona
leży?- pościły mnie nerwy.
Przestraszona kobieta
szybko wyszukała w komputerze informacje które chciałem.
- piętro 5 sala 72.
Nic nie odpowiedziałem
tylko szybkim krokiem udałem się do windy. Naciskałem kilkakrotnie przycisk by
winda przyjechała szybciej, ale to i tak nic nie dało. Zrezygnowany pobiegłem
do klatki chodowej. Biegłem ile sił w nogach by znaleźć się na tym przeklętym 5
piętrze. Wbiegłem zdyszany na korytarz szukając odpowiedniej sali. Znalazłem! Już chciałem wejść kiedy uprzedził mnie głos lekarza.
- Przepraszam. Nie wolno
wchodzić.
- Ale tam leży moja
narzeczona.
Dopiero teraz zorientowałem
się , że po moich polikach spływając pojedyncze łzy.
- Przykro mi. Jak pacjentka
poczuje się lepiej, będzie można ją odwiedzić.
Zrezygnowany usiadłem na
krześle przed salą. Płakałem. Nie mogłem powstrzymać łez. Życie bez Laury to
nie życie. Ona musi przeżyć. Kiedy mieliśmy już z górki, planowaliśmy ślub i
wspólne życie, nagle musiało się po prostu spieprzyć. Niedawno umarła moja
babcia. Nie mogłem się pozbierać po tym. Potem rzuciła mnie dziewczyna.
Załamałem się jeszcze bardziej. Lecz potem poznałem Laurę. Moje światełko w
tunelu. Pomogła mi wyjść z depresji. Była moim wsparciem. Na początku była
tylko moją przyjaciółką. Potem stała się kimś więcej. A teraz jest moją
narzeczoną. Nie płakałem już tak bardzo. Łzy po polikach spływały mi bez mojej
wiedzy. Rozejrzałem się po korytarzu. Nikogo nie było. Cicho wstałem i
ostrożnie otworzyłem drzwi do jej sali. Gdy tylko ją ujrzałem, znowu się
rozpłakałem. Leżała na łóżku blada, bezbronna, podpięta to jakiś maszyn. To
najokropniejszy widok jaki widziałem. Usiadłem na krześle który stał przy
łóżku. Delikatnie złapałem dłoń mojej ukochanej. Pocałowałem jej wierzch.
Poczułem jakby… nie… a może… jakby ścisnęła delikatnie moją rękę. Nadal
spływały mi pojedyncze łzy. Położyłem twarz na jej rączce. Składałem pojedyncze
pocałunki. Przymknąłem oczy. Nagle poczułem że ktoś głaszcze mój zapłakany
policzek. Była to Laura. Od razu podniosłem głowę. Lau patrzyła na mnie z
lekkim uśmiechem. Odwzajemniłem to, ale nadal trochę szlochałem.
- Hej Ross-powiedziała
zachrypniętym głosem.
- Ciiii… musisz
odpoczywać. Pójdę powiadomić lekarzy.
- Proszę zostań.
Poczułem że mocniej trzyma
moją dłoń. Zostałem.
- Przepraszam.
- Nie masz za co.
- Mam. Przeze mnie znowu
cierpisz.
- Nie prawda, nie mów tak.
To dzięki tobie się uśmiecham. Gdyby nie ty to już dawno popełniłbym
samobójstwo, lub leczył bym się w psychiatryku – znowu pocałowałem jej rączkę- proszę
nie mów tak więcej- wyszeptałem.
- Kocham Cię Ross.
Zapamiętaj- zakasła- A jeśli umrę, masz sobie ułożyć życie. Masz przeze mnie
nie cierpieć. Słyszysz? Masz być szczęśliwy, mieć wymarzoną rodzinę. Rozumiesz?-
powiedziała ochrypłym głosem.
Przez chwilę zastanawiałem
się czy to co usłyszałem było wypowiedziane przez Laurę. Powiedziała to tak
jakby za chwile miało jej nie być. Przecież nawet ona nie wierzy w to że ja będę
żył normalnie kiedy jej nie będzie. Nawet nie mogę sobie wyobrazić że moją żoną
jest ktoś inny niż Lau. To dla niej ja
żyje.
- Laura… mówisz jak byś
miała za chwilę umrzeć.
- Tak jest Rossy. Ja
umieram.. to moje ostatnie chwile.
- Laura. Nie mów tak proszę-
znowu zacząłem płakać- proszę nie żartuj- ciężko było mi mówić.
-Proszę pocałuj mnie. Ten
ostatni raz.
Dziewczyna podniosła się
delikatnie, ja też wstałem i usiadłem delikatnie na krańcu łóżka przysuwając
się do jej twarzyczki. Zrobiłem to. Pocałowałem najdelikatniejsze usta na ziemi. Całowaliśmy się jak by to był pierwszy raz. Nie chciałem przerywać tego. Laura
także. Jak za każdym razem poczułem przyjemne ciepło, mrowienie i te tak zwane
motylki w brzuchu. Ona pierwsza się ode mnie oderwała. Nadal byliśmy blisko
siebie. Oparłem moje czoło o jej czoło. Patrzyliśmy sobie w oczy. Ta chwila
mogłaby trwać wiecznie. Niestety nie trwała.
- Kocham Cię- wyszeptałem patrząc
w jej śliczne brązowe oczy.
- Ja ciebie też Rossy… ja
ciebie też- także wyszeptała.
Jej oka wyleciała
pojedyncza łezka. Starłem ją od razu. Odsunąłem się od niej i ucałowałem jej
czoło. Ona położyła się. Uśmiechnęła się do mnie. Wyszeptała niesłyszalnie ‘Kocham
Cię’ i zamknęła oczy. Maszyny do których brunetka była podłączona zaczęły
piszczeć. Na monitorze na którym pokazane było bicie serca mojej ukochanej
pokazała się pojedyncza linia. Zorientowałem się co się stało. Nie żyje. Nie ma
jej. Przytuliłem się od jej ciała i płakałem. Nadal miałem nadzieje że ona za
chwile się obudzi, uśmiechnie i powie że ty tylko żart. Ale tak się nie stało.
Leżała nieruchoma. Do pomieszczenia nagle wpadli lekarze. Odłączyli wszystkie maszyny.
Miałem zamknięte oczy. Nadal tam leżałem. Z nadzieją…..
Poczułem że ktoś trzyma
mnie za ramię i lekko nim trzęsie. Otworzyłem oczy. Znajdowałem się na kanapie w
salonie w domu. Przede mną kuca Laura uśmiechnięta.
- Wstawaj kochanie.
Szybko się poderwałem i
przytuliłem się do niej. Płakałem ze szczęścia. To był tylko głupi sen. Dziewczyna
zaskoczona obieła mnie.
-Cii.. spokojnie.. to był
tylko sen.
- Nawet nie wiesz jaki
okropny.
Odsunąłem się na chwile od
Laury i pocałowałem ją. Chyba zaskoczona nagłym wybuchem czułości z mojej
strony, więc dopiero po kilku sekundach odwzajemniła gest. Nie chciałem tego
przerywać. To był najgorszy sen w moim życiu. Oderwałem się.
-Kocham Cię Laura.